sobota, 23 czerwca 2012

OSTATNIO OBEJRZANE: luty 2012

Photobucket

AMERICAN GANGSTER

*w telegraficznym skrócie*

historia oparta na faktach: nieudolny i do bólu sprawiedliwy detektyw stara się wytropić gangstera, który zalewa Nowy Jork heroiną...

+moje wrażenia+

Pomimo tego, że do konfrontacji dwóch aktorów dochodzi dopiero po godzinie trwania filmu, film w żadnym wypadku nie traci nic z napięcia. Przynajmniej ja tak uważam. Z przyjemnością oglądałam perypetie głównych bohaterów, skrajnie różnych a jednak dążących do tego samego: do uzyskania szacunku. Szacunku bliskich jak i współpracowników. Obaj starają się trzymać wszystko w ryzach co czasem wychodzi im lepiej a czasem gorzej.
Nie ma tu jednak wielkiego melodramatu czy szekspirowskich ról. Jest za to solidne aktorstwo, mocna, dobrze poprowadzona historia oraz pieczołowicie odwzorowany klimat lat 70tych ubiegłego wieku. Jednak wszystkie elementy składowe filmu nie przesłaniają najważniejszego: Russela Crowe i Denzela Washingtona. To dla ich obu się ogląda ten film i polecam go nie tylko fanom obu panów.

8/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

BRAVEHEART

*w telegraficznym skrócie*

podbita i skłócona przez Angielskiego najeźdźcę Szkocja jednoczy się pod wodzą charyzmatycznego Williama Wallace'a...

+moje wrażenia+

No takie filmy to tygryski lubią najbardziej: jest akcja, napięcie, rewelacyjne sceny batalistyczne, wystarczająco skomplikowana fabuła, cudne stroje i scenografia, jest odrobina romansu i humoru, wspaniała, miejscami ciut patetyczna muzyka oraz genialni aktorzy. Czego chcieć więcej? Mel Gibson chyba pozazdrościł koledze po fachu, Kevinowi Costnerowi jego Tańczącego z Wilkami i tych Oscarów, które zgarnął, to i sam wziął się za reżyserkę. Wielu wątpiło w warsztat pana, który do tej pory biegał z gołą klatą w filmach akcji i sf, a tym większe było zdziwienie gdy okazało się, że Braveheart jest równie, o ile nie lepszym, filmem od wspomnianego wcześniej... Moim zdaniem jest lepszy, jest bardziej wyważony, choć ma ciut słabsze zdjęcia, ale przynajmniej nie dłuży się niemiłosiernie.

Jest to jeden z moich ulubionych filmów, do którego bardzo często wracam :)

10/10

[film obejrzany po raz n-ty]


Photobucket

DARK HARBOR

*w telegraficznym skrócie*

Bogate małżeństwo śpieszy się na prom. W drodze spotykają tajemniczego mężczyznę...

+moje wrażenia+

Mój boże, jakim szczurkiem chudym był wtedy Reedus^^. Nie sugerujcie się wysoką oceną - ja lżej oceniam filmy w których występują moi ulubieni aktorzy, a że gra tu też Alan Rickman... Nie mniej film jest niezły, chociaż bardziej przypomina tanie romansidło, które można kupić na każdym dworcu PKP niż porządny thriller. Mnie najbardziej spodobała się scena, w której to Norman z podbitym okiem, zakłada perukę, różowy szal i udaje Marilyn Monroe - miodzio

6/10

[film obejrzany po raz drugi]


Photobucket

DEUCES WILD

*w telegraficznym skrócie*

Lata '50te, NY. Dwaj bracia są członkami ulicznego gangu. Popadają w konflikt z lokalnym dilerem narkotyków przez, którego zginął ich młodszy brat...

+moje wrażenia+

Żeby nie było, ten film obejrzałam tylko i wyłącznie dla Normana Reedusa oraz Stephena Dorffa, a że w obsadzie znajduje się jeszcze Brad Renfro [R.I.P.] oraz parę innych znajomych mord - uciecha dla każdego fana aktorów, którzy przeważnie grają role drugo-, trzecio-planowe, a tutaj są na pierwszym planie :) Oprócz tak ważnych dla mnie elementów wizualnych w postaci obsady, dostajemy zgrzebną fabułę, klimat lat 50tych i uliczne bijatyki. Nie jest to wybitne arcydzieło, ale mnie przyjemnie się oglądało ten film.

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

THE GREEN HORNET

*w telegraficznym skrócie*

Przygłupi bogaty playboy oraz jego szofer zamieniają się nocą w mścicieli...

+moje wrażenia+

Jakkolwiek ciekawie się nie zapowiada wstęp, dalej jest tylko gorzej. Ten film jest nudny. Straszne to słowa, ale mnie wynudził i oglądałam go raczej z obowiązku, aby się przekonać czy rzeczywiście jest aż tak kiepski. Aż tak zły nie jest, o czym może świadczyć moja ocena, ale jako rozrywkowy film akcji z dużą dozą humory raczej się nie sprawdza. No i Cameron Diaz, która mimo że fajna dupa z niej, to jednak coraz bardziej przypomina byłą żonę Brada Pitta w usiłowaniach odmłodzenia się - widok zaiste żałosny.

5/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

HARTS WAR

*w telegraficznym skrócie*

W bazie jeńców wojennych ginie żołnierz. Oskarżony o morderstwo zostaje czarnoskóry pilot...

+moje wrażenia+

Trochę drętwy jest ten film. Przyzwoity ale jakoś specjalnie nie porywa, zwłaszcza w momentach w których powiewa nam amerykańska flaga a aktorzy zaczynają coś bredzić o honorze, równości i innych pierdołach. Nie to że takie rzeczy są złe, tylko, moim zdaniem, sposób w jaki całość jest podana, jest raczej ciężko strawny.

5/10

[film obejrzany po raz trzeci]

Photobucket

EL ORFANATO

*w telegraficznym skrócie*

małżeństwo z małym dzieckiem przeprowadza się do starego domu, który kiedyś był sierocińcem... po jakimś czasie chłopiec zaczyna widywać dziwnych znajomych...

+moje wrażenia+

Chyba już do kanonu zwrotów potocznych weszło stwierdzenie "straszny jak hiszpański film"... szkoda tylko, że coraz częściej owa straszność wywołuje śmiech niż prawdziwą grozę. Mnie ten film wynudził. Może to kwestia znieczulenia na długie ujęcia po których nagle w rogu na ułamek sekundy pojawia się coś co równie szybko znika, a wierzcie mi, takich scen widziałam już dużo.
Zakończenie filmu jest tak banalne i durne, że aż strach jechać do Hiszpanii w obawie przed szerzącym się debilizmem stróżów prawa - nikt nie sprawdził schowka, w którym zatrzasnął się chłopiec :| No comment.

4/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

PHONE BOOTH

*w telegraficznym skrócie*

pewien samozwańczy menadżer gwiazd i kobieciarz przypadkiem odbiera telefon w publicznej budce telefonicznej... owy telefon zmieni całe jego życie...

+moje wrażenia+

Joela Schumachera ciężko jest kochać... Raz robi filmy genialne, trzymające w napięciu a innym razem tak złe, że nawet nie warto ich tu wymieniać... Phone Booth należy na szczęście do tej pierwszej grupy filmów, a ja osobiście lubię do niego wracać. To co najbardziej mnie się podoba w tym filmie to ograniczenie miejsca akcji do zaledwie fragmentu ulicy oraz pokazanie mikrosfery życia toczącego się wkoło tytułowej budki telefonicznej: są turyści, jest uliczny sprzedawca, są i prostytutki. Na ekranie cały czas widzimy jednego aktora, a jego przeciwnika tylko słyszymy zza ekranu. Ten film, jak żaden inny w dorobku Schumachera, pokazuje jego warsztat, bo trzeba być naprawdę zdolnym rzemieślnikiem by na 90 minut za pomocą tak nie wielu środków wyrazu, przykuć uwagę widza. Dodam tylko, że sam film powstał w zaledwie kilka dni - Nowego Jorku nie można od tak zamknąć na miesiąc ;)

7/10

[film obejrzany po raz piąty]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz