niedziela, 10 maja 2015

Nightcrawler [2014]

 photo poster_nightcrawler_zpsh616xtew.jpg

Wolny Strzelec to kolejna produkcja przed którą broniłam się rękoma i nogami. Otóż Jake Gyllenhaal nie należy do moich ulubionych aktorów, głównie ze względów estetycznych. Patrzenie na niego sprawia mi taką samą frajdę jak patrzenie na miksowanie szczeniaczków w sokowirówce (czyt. nie sprawia żadnej frajdy, bo psycholem nie jestem). Poza tym na odbiór aktora źle wpływa jego fanklub sikających po nogach panienek w przedziale wiekowym 25-50 lat, którym mózg odejmuje gdy widzą tego pana. Nie ogarniam jego fenomenu.
To napisawszy, mogę jednocześnie stwierdzić, że jest on diablo utalentowanym aktorem, który przy pomocy detali jak chód, ton głosu a zwłaszcza tempo wypowiadanych kwestii czy innych tików, potrafi pokazać skrajnie różne charaktery. Oglądanie takich niuansów sprawia mi autentyczną przyjemność.

 photo nightcrawler2014_02_zpsz9qmtrip.jpg

Blady, wychudzony, z przetłuszczonymi włosami, wypowiadający swoje kwestie jakby strzelał z karabinu oraz mimika w spectrum osoby z lekkim autyzmem sprawia, że pomimo fenomenalnej obsady (Russo, Paxton), to Jake błyszczy i to na nim skupia się wzrok widza. Jego postać obrotnego, acz pozbawionego skrupułów ulicznego reportera jest odzwierciedleniem panującej znieczulicy i bezprawia Los Angeles. Kto normalny podchodzi do konającego by sfilmować moment jego śmierci albo ustawia ciało tak by nadać scenie dramaturgii, by materiał lepiej się sprzedał? A kto tego wymaga jak nie widzowie, którzy niczym gawiedź w koloseum, przy pomocy słupków sondaży, decydują o być albo nie być stacji telewizyjnej. "Krew się sprzedaje." - mówi Nina, która walczy o swoje przeżycie, a Lou dzielnie, nakręcając spiralę przemocy w drugiej połowie filmu, dostarcza jej upragnionego materiału.

 photo nightcrawler2014_01_zpseucn3ku4.jpg

Filmy kręcone nocą mają swój urok. Świat pogrążony w mroku rozświetlany kolorowymi neonami, a spowite w cieniu postaci nabierają charakteru. Według mnie najmocniejszym punktem tego filmu są właśnie zdjęcia życia nocnego, które ciekawiej wygląda nocą, zwłaszcza gdy na ulicę wylęgają tacy osobnicy jak Lou.
Cały film nie jest oryginalny, postaci nie rozwijają się ani nie przechodzą katharsis w finale. Film ten nawet nie jest wybitnym przedstawieniem satyry na współczesne, coraz bardziej zblazowanego społeczeństwa i mediów, które zrobią wszystko by zaspokoić popyt na przemoc, jedyny temat, który jest w stanie na chwilę reanimować człowieka z jego marazmu.
To co wyróżnia film Gilroy'a to poziom realizacji. Film jest mroczny, ma mocną obsadę z charakterystycznymi, acz schematycznymi postaciami. Kadry wypełniają soczyste barwy, wręcz czuć suche zimne powietrze, a muzyka nienachalnie przepływa przez uszy nie zakłócając obrazu. I z tego właśnie ostatniego względu, za zrobienie porządnego filmu, który nie zestarzeje się jeszcze przez długi czas, należą się dodatkowe gwiazdki.

Ode mnie mocne 9/10

poniedziałek, 9 marca 2015

Metallica: Through the Never [2013]


poster with dane dehaan
(source: filmweb.pl)

"Spektakularne widowisko" - to sformułowanie perfekcyjnie oddaje ducha tej produkcji: gigantyczne przedsięwzięcie jakim jest zorganizowanie koncertu najpopularniejszej grupy heavymetalowej, przedstawieniem pełnym efektów pirotechnicznych, laserowych, dekonstrukcją elementów sceny, i wszystko to przeplatane równie widowiskowymi scenami fabuły o młodym członku ekipy, który musi przewieź torbę z tajemniczą zawartością, unikając chaosu zamieszek jakie panują na ulicach miasta.

Bane na koniu
(source: theverge.com)
Osobiście nie wiem skąd to zamieszanie wokół niezrozumienia fabuły (lub jej rzekomej bezsensowności): chłopak z punktu A musi się dostać do punktu B gdzie znajduje się loot i doręczyć je zleceniodawcy. Co trudnego jest tu do zrozumienia? Pomijam fakt, że cała ta eskapada to wymysł wyobraźni głównego bohatera o imieniu Trip, a który to wspomógł się przed podróżą tajemniczą tabletką. Czyli miał po prostu "zjazd". Sama muzyka oraz wielokrotnie widziane widowisko przez chłopaka mają wpływ na kolejne elementy podróży bohatera.

Sam trailer jest na tyle przejrzysty, że widz wie czego może się spodziewać: fabuła jest prowadzona dwutorowo i obie, koncert oraz podróż Tripa są stronami tej samej monety i wzajemnie się ilustrują (teksty i inscenizacje piosenek odpowiadają kolejnym epizodom doświadczanym przez dzieciaka). Może niektórym pomogłoby wcześniejsze zapoznanie się z twórczością reżysera, Nimród'a Antal'a, którego charakterystyczną manierą jest przedstawianie alegorycznych wizji podróży i zmiany jaką przechodzą bohaterowie jego filmów.

Przyznaję się bez bicia, po film sięgnęłam pod wpływem świetnej gry Dane'a DeHaan'a (chyba najbardziej brytyjski z amerykańskich aktorów ;)) w takich filmach jak Chronicle czy The Amazing Spider-Man 2. Dodatkowo, bardzo lubię Metallikę. Jest to jeden z moich ulubionych zespołów, a film Kontroll wspomnianego wcześniej reżysera, obejrzałam tyle razy, że płyta DVD nadaje się do utylizacji.

3w1 - ja się nie zawiodłam, dostałam nawet więcej niż chciałam (aczkolwiek oglądanie tego filmu bez porządnych głośników jest zbrodnią na miarę dodawania majonezu do frytek): ciężka rockowa muzyka, krew, pożoga, chaos zamieszek i totalna destrukcja - to co dziewczyny lubią najbardziej ;)

James Hetfield - prawdopodobnie jedyna osoba na świecie, która może nosić kozią bródkę. Reszta chłopaków: nie jesteście rockmanami i wyglądacie jak debile z damskim owłosieniem łonowym na twarzy.
(source: nytimes.com)
Ten film w mniejszej części daje do zrozumienia jak wielkim przedsięwzięciem jest organizacja takiego koncertu, ze sceną do której jest dostęp z każdej strony, gdzie spektakl (tak, spektakl, bo chłopaki z Metalliki to profesjonalni showmani i w niczym to nie urąga ich twórczości) wypełniony jest pirotechniką, laserami, walącymi się posągami, wyładowaniami elektrycznymi (tu mnie szczerze zaskoczyli), gdzie drobna usterka może przerodzić się w totalną katastrofę (co w finale następuje, ale nie powstrzymuje zespołu od kontynuowania koncertu); a w większej części film jest ilustracją tego jak muzyka ma wpływ na percepcję świata i po części, przynajmniej dla mnie, oddaje fenomen niektórych zespołów. Aczkolwiek każdy inny zespół raczej by poległ, bo nie mają odpowiedniej treści, tekstów piosenek, którymi mogliby wypełnić pustkę. Jestem zdania, że tylko muzyka rockowa ma na tyle szerokie spektrum by być w stanie oddać każdą emocję.

Gorąco polecam,
Ode mnie mocne 8/10

Na koniec dodam, że moje ulubione sceny z filmu to: trening Roberta gdzie wszystko zaczyna drgać, oraz finałowa konfrontacja Trip'a z Bane'm na koniu, gdzie Trip jest brutalnie przeciągnięty po betonowym parkingu - to jest tak piękna scena, że porusza jakąś moją wewnętrzną dziewczęcą strunę ;)

piątek, 23 stycznia 2015

Invictus [2009]

 photo poster_Invictus_zps8ahdn53h.jpg
source: filmweb.pl

W skrócie mogę napisać, że ten film to pretensjonalny kicz. O ile kicz sam w sobie lubię (patrz: Liberace), to zdzierżyć nie potrafię zachwytów nad boleśnie nudnym i słabym filmem, tylko dlatego, że reżyser ma renomę (lub może to kwestia wieku, a w naszym kraju padamy plackiem przed kombatantami).

Już sam plakat rozwiewa nadzieje na seans z pełnokrwistymi postaciami. Reżyser serwuje po raz kolejny monumentalny, ale i pozbawiony krzty uczuć, zimny marmurowy pomnik wielkiego człowieka. Ja jestem z tych widzów, co lubią sobie popatrzeć jak się wielcy herosi współczesnej historii poniewierają i tarzają w ekskrementach, by na koniec jak Tim Robbins w Skazanych na Shawshank wyjść na wolność i całe to plugastwo zmyć z siebie w strugach ożywczego deszczu.

Podczas seansu odniosłam wrażenie, że aktorzy beznamiętnie deklamują swoje kwestie, zamiast je przeżywać i grać. Według mnie fatalnym błędem było obsadzenie Morgana Freemana w roli Mandeli - fizyczne podobieństwo jak dla mnie było znikome, ponieważ pana Morgana kojarzę z setką innych, lepszych ról i filmów. Jego bagaż aktorski zaciążył mi na odbiorze jego interpretacji Mandeli. Z kolei Matt Damon mówiący z akcentem Terminatora nijak ma się do swojego kanciasto-szczękowego pierwowzoru, François Pienaar'a. Preferuję biografię z aktorami mało znanymi, ewentualnie znanymi, ale na dany czas produkcji, były to anonimowe twarze. Bóg i Jason Bourne do anonimów nie należą już od jakiś 15 lat.

See?


Kolejna sprawa: fabuła. Oparta na faktach a tak nieprawdopodobna i bzdurna, że aż dziw bierze, że ktoś pomyślał, że to dobry materiał na film. Jak już wiemy, aktorzy polegli, przynajmniej jeśli o mnie chodzi, w przekazywaniu historii, emocji (przy scenie wizyty drużyny rugby w celi Mandeli ziewałam), ale bezsensowność wątku ochrony prezydenta czy nieudolne uczłowieczanie Mandeli poprzez jego wybielanie i robienie potulnego dziadka budzi we mnie niesmak. Nie będę jako pospolity widz wymagać od, słusznie, nagradzanego Clinta Eastwooda nie wiadomo jakich dzieł. Facet nakręcił co miał nakręcić, wpisał się swoimi rolami w spaghetti westernach i serii o Brudnym Harrym w popkulturę - on ma święty obowiązek robić filmy dla siebie, tak jak mu się podoba. Mnie się ten film najzwyczajniej w świecie nie spodobał. Gdybym potrafiła, zrobiłabym go pewnie po swojemu, ale, że nie umiem, bom noga, to pozostaje mi marudzenie na blogu ;)

Ode mnie 4/10

PS
Fanką sportów żadnych nie jestem (chyba, że surfowanie po kanałach tv się liczy), ale rugby darzę swoistym sentymentem i żałuję, że w tym filmie przedstawiono ten wspaniale brutalny sport jako przedszkolną rozgrywkę w zbijanego (choć sądzę, że popisy 6 latków nagrane z trybun podniosłyby skuteczniej ciśnienie niż ten film).

sobota, 3 stycznia 2015

OSTATNIO OBEJRZANE: grudzień 2014

 photo p_Ashes_zpse1d98657.jpg

ASHES

*w telegraficznym skrócie*

W poszukiwaniu swojego ojca, James trafia do zamkniętego zakładu gdzie odnajduje trapionego Alzheimerem starca...

+moje wrażenia+

W tym filmie nic nie jest tym, czym wydaje się z początku i opisanie jego fabuły równoznaczne jest ze spoilerowaniem. Ashes to bardzo brytyjski film, ukazujący poniekąd tamtejszy półświatek, ale przede wszystkim jest to film drogi. Obserwujemy relacje syna z chorym ojcem, który targany bolesnymi wspomnieniami, żyje we własnym świecie.
Dla fanów Ray'a Winstone'a będzie sporym zaskoczeniem zobaczenie aktora słynącego do tej pory z ról twardzieli, w roli obsikanego, bełkoczącego, brudnego starca. Niestety widać w filmie mały budżet, który nań wyłożono i tylko dzięki wprawnym aktorom, film nie popadł w klimat telewizyjnych dokumentów.
Przyznam się, że uroniłam łezkę na koniec.

6/10

[film obejrzany po raz pierwszy]

 photo p_BehindTheCandelabra_zps0ded2521.jpg

BEHIND THE CANDELABRA

*w telegraficznym skrócie*

Wirtuoz pianina widziany oczami jednego ze swoich kochanków...

+moje wrażenia+

Ten film zaliczam do tzw. samograja. Ogląda się go ze względu na aktorów, którzy wypełniają przestrzeń spowodowaną nieobecnością scenariusza i reżysera ;) Wiem, jestem brutalna, ale mimo to film bardzo mi się spodobał, właśnie ze względu na aktorów. Michael Douglas od lat nie zagrał w niczym sensownym, a Matt Damon po raz kolejny pokazał, że jeśli chodzi o metamorfozy, to śmiało może stawać w szranki z Tom'em Hanks'em (i specjalnie nie musi sobie doklejać nosa czy drastycznie chudnąć by przekonująco wcielić się w rolę). Ponadto w filmie ledwo można rozpoznać Scott'a Bakulę, a epizod Rob'a Lowe'a jako chirurga plastycznego, rozbawił mnie do łez. Olbrzymi ładunek humorystyczny zawarty w tym filmie być może nie był do końca zamierzony (ogląda się to to jak Dynastię), ale z drugiej strony jak można na poważnie podchodzić do biografii faceta, który wyglądał tak:


Oprócz obsady brawa należą się scenografom oraz kostiumologom, którzy z wielką pieczołowitością postarali się odwzorować bogate stroje oraz wnętrza, w których przebywał Liberace.
Gorąco polecam.

8/10

[film obejrzany po raz pierwszy]

 photo p_Interstellar_zps84c37501.jpg

INTERSTELLAR

*w telegraficznym skrócie*

Grupa badaczy wyrusza w podróż przez tunel czasoprzestrzenny w poszukiwaniu ratunku dla Ziemi...

+moje wrażenia+

Cóż, wielkim zawodem film ten dla mnie nie był, bo przypuszczałam, że może okazać się nie wypałem (zwłaszcza gdy wszyscy pieją z zachwytu i wręcz sikają po nogach z ekscytacji). Obsadę tego filmu co najwyżej toleruję, ale każde z osobna, więc gdy mam kumulację drewna na ekranie przerażającą bardziej niż puszcze Fangoru, to sorry, ale mój obiektywizm bierze L4. Chciałam, żeby Nolan zwalił mnie z nóg jak to robił niegdyś Mike Tyson, naprawdę tego chciałam. Niestety nie padam na kolana i jest to dla mnie obraz jedynie dobry (oceną prawdziwą powinno być 6.5/10), solidnie wykonany, przyzwoicie zagrany, miejscami oszałamiający wizualnie, ale pozostawiający niebywały niedosyt i rozczarowanie.
W filmie są 2 sceny, które spowodowały, że filmu nie oceniam gorzej:
1. Wejście w tunel czasoprzestrzenny: cudo.
2. Cooper oglądający filmy przesyłane przez syna.

Na dodatek Matt Damon jako hibernatus ;)
Aczkolwiek film zabiły takie pierdoły jak ów najgenialniejszy z genialnych kapitan usiłujący otworzyć niezabezpieczony właz do statku, co skutkowało KA-BUM w przestrzeni kosmicznej. Lub jeden naukowiec tłumaczący drugiemu (lol, pilotowi w dodatku, który po wypadku nie ma traumy i puszczają go w kosmos, ale ok) na kartce papieru czym jest "wormhole"...
No i samo przesłanie filmu... że miłość pokonuje granice czasu i przestrzeni... SRSLY? Oczekiwałam niedopowiedzeń, jakiejś metafizyki, a tu, reżyser potraktował mnie, widza, jak debila.
Więc tak, trochę się zawiodłam.

6/10

[film obejrzany po raz pierwszy]

 photo p_JohnWick_zps6f045b0e.jpg

JOHN WICK

*w telegraficznym skrócie*

Były zabójca starający się żyć na uboczu, zostaje napadnięty i obrabowany przez syna lokalnego rosyjskiego mafioza...

+moje wrażenia+

...pół biedy, że obijają mu twarz i kradną samochód. Szale goryczy przelewa zabicie psa, który był ostatnim prezentem od dopiero co zmarłej żony.
Ok, wiem, dla niektórych może się to wydać niezrozumiałe, żeby z powodu psa wpadać w furię i rozpoczynać krwawy rajd po mieście... ale ja jako posiadacz kota prawdopodobnie przystroiłabym wnętrznościami most świętokrzyski gdyby ktoś pozbawił mnie towarzystwa mojego futrzaka. Więc... I can relate ;)
Film nie należy do najwyższych lotów ani nie ma skomplikowanej fabuły i nie udaje, że jest czymś więcej niż czystą, brutalną rozrywką, wypełnioną one-linerami i twardymi postaciami zabójców. Owa galeria charakterystycznych postaci oraz genialnie zrealizowane sceny akcji sprawiają, że film lekko się ogląda. Lata treningów do Matriksa nie poszły na marne i kamerzysta nie musiał trząść kamerą by ukryć braki fizyczne, a panie, o pany, Keanu potrafi przywalić tak, że słychać chrzęst łamanych kości ;) Fani kung-fu mogą być jednak rozczarowani. Postać Wick'a nie ma czasu na skakanie, chce szybko i porządnie załatwić sprawę.
Darzę Keanu sentymentem i stąd taka a nie inna ocena filmu. Zresztą jeśli komuś podobali się Święci z Bostonu, to śmiało może sięgnąć i po ten film.

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]

 photo p_LiloStitch_zps2393d101.jpg

LILO & STITCH

*w telegraficznym skrócie*

Eksperyment medyczny mający na celu siać zniszczenie zostaje wygnany z miłującego spokój i porządek świata i trafia na Ziemię...

+moje wrażenia+

Za pierwszym razem film mi się nie spodobał i dopiero ostatnio go doceniłam, powtarzając seans. Po pierwsze kreska: inna niż dotychczas, rzekłabym, że całkiem poprawna anatomicznie jeśli chodzi o ukazanie innej rasy. Brak księżniczek. Brak piosenek (nie licząc wykorzystanych, umiejętnie, piosenek Elvisa Presley'a). No i najważniejsze: przedstawia relacje sióstr, które do najlepszych nie należą. Straciły rodziców, młodsza puszcza wodze fantazji, a starsza stara się utrzymać rodzinę. W świecie Disneya nie brak sierot, ale zawsze to były księżniczki, które odnajdywały swych książąt. Tutaj mamy do czynienia z dramatem obyczajowym, nie tak subtelnym jak japońskie animacje, ale też dające do myślenia i wzruszające.

7/10

[film obejrzany po raz drugi]

 photo p_MazeRunnerThe_zps6d32ae88.jpg

THE MAZE RUNNER

*w telegraficznym skrócie*

Ekranizacja dystopicznej powieści dla młodzieży...

+moje wrażenia+

Film tak mi się spodobał, że wezmę się za lekturę i z niecierpliwością czekam na kolejną część.
Obecnie modne są ekranizacje książek o młodych ludziach, którzy walczą o przetrwanie w niezbyt przyjaznym otoczeniu. Mnie filmy Hunger Games nie zachęciły do lektury i uważam je za dość nudne. Oglądam bo oglądam, ale jakoś specjalnie nie ekscytuję się tym co zdarzy się z Katniss (całkowicie przereklamowana, a postęp psychologiczny zerowy), a film Divergent, to jakaś pomyłka (szara mycha zamienia się magicznie w wojowniczą księżniczkę). Nie jest to może najambitniejszy film, czy jakoś specjalnie logiczny (lol, budowanie gigantycznego labiryntu w celu badania mózgów młodych ludzi - nie było tańszego rozwiązania, zwłaszcza, że cała ziemia została spopielona a zasoby są prawdopodobnie bardzo ograniczone) i może po prostu wolę jak płeć przeciwna się męczy ;)
To co w tym filmie mi się spodobało, to przede wszystkim aktorzy: młode, świeże twarze, które jeszcze się nie opatrzyły, a są całkiem zdolne. Np taki Dylan O'Brien, którego możecie kojarzyć z raczej komediowej roli (pomijając 3 sezon gdy jego postać została opętana) w serialu Teen Wolf (niby produkcja MTV a dobrze się ogląda), który jako Stiles kradnie show i był głównym powodem dla którego obejrzałam ten film. Dzieciak daje radę, mam nadzieję, że nie odwali mu jak Shii LaBeouf, który wiem jak skończył (mam nadzieję, że skończył, bo żal patrzeć).
Kolejna rzecz to wykonanie. Film nie jest rozwleczony, przyjemnie się ogląda. Momenty akcji są równoważone spokojniejszymi scenami czy elementami komediowymi (na szczęście tych ostatnich nie jest za dużo). Film ten nie aspiruje do jakiegoś wiekopomnego dzieła, które miałoby stanąć w szranki z 1984 tak jak, mam wrażenie, próbują to inne produkcje z kobiecymi protagonistami, próbującymi obalić fe system - tak jakby nie mogłyby to być filmy czysto rozrywkowe. Sorry, jak chcę oglądać głębię psychologiczną, to serwuję sobie Okruchy Dnia.
Dlatego u mnie Maze Runner wygrywa w rankingu na młodzieżowy sf survival. Btw ktoś pamięta No Escape? :D To był fajny film^^

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]

 photo p_PurgeAnarchyThe_zps45a2c565.jpg

THE PURGE: ANARCHY

*w telegraficznym skrócie*

Trzy grupy starają się przetrwać Noc Oczyszczenia...

+moje wrażenia+

Pierwsza część miała minus w postaci Ethana Hawke (to duży minus, wierzcie mi i nawet nie zalinkuję). Druga część z kolei jest dość monotonna i w sumie ciężko z sympatyzować z nielogicznymi, wkurzającymi postaciami. No dobrze, sympatyzowałam z postacią Sierżanta granego przez Franka Grillo (50 lat i tak wyglądać?! chłopaki polskie, wstydźcie się), bo jako jedyny był w miarę ogarnięty, ale na jego miejscu od razu odstrzeliłabym gówniarę oraz białasa. Zwłaszcza gówniarę. Ja wiem, że dzieci, w tym "zaangażowana politycznie/ekologicznie/społecznie" młodzież potrafi być bardzo irytująca, ale to coś powinno się leczyć ołowiem aplikowanym między oczy. Gdyby nie to, oraz drewniane aktorstwo oraz poleganie na wcześniejszych trickach (ach ta zamaskowana młodzieży, ci oprawcy w gumowych fartuchach, ci wredni bogaci biali i ci cni Latynosi, Afroamerykanie etc.), to może, może było by lepiej. Brakowało pokazania innych przestępstw, które w trakcie Nocy Oczyszczenia są dozwolone. Nawet taka seria Piły pokazuje nowe sposoby rozczłonkowania ludzkiego ciała. Seria puszczona w korpus czy maczeta roztrzaskująca czaszkę, jakoś już nie robi wrażenia.

5/10

[film obejrzany po raz pierwszy]

 photo p_SexDrugsRockRoll_zps1a3b8bd6.jpg

SEX & DRUGS & ROCK & ROLL

*w telegraficznym skrócie*

Biografia Ian'a Dury'ego, prekursora brytyjskiego punkrocka...

+moje wrażenia+

Kolejny film, który ogląda się tylko i wyłącznie dla popisu aktora. A Andy Serkins nie tylko potrafi zagrać goryla czy opętanego hobbita, ale też rewelacyjnie wcielić się w realnego człowieka, z jego manierą chodzenia (Dury chorował na polio jako dziecko), akcentem, charyzmą. Po obejrzeniu obejrzyjcie nagrania z prawdziwym Dury'm - Serkins odwalił kawał dobrej roboty. Moją uwagę zwrócił też Bill Milner, który wcielił się w syna Ian'a, a dzieciak nie miał łatwego zadania. Cały film jest opowiadany z artystycznej, zakręconej perspektywy Ian'a (fragmenty śpiewane na scenie, opisujące ważniejsze wydarzenia w życiu) oraz z perspektywy syna, który stoi z boku, na którego ma wpływ obecność ojca-wariata, narkotycznych przyjaciół. Przez oczy dziecka, widz nabiera dystansu i widzi cały ten niezdrowy kocioł osobowości.


Zdjęcie księżniczek na koniec :>

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]