środa, 12 grudnia 2012

OSTATNIO OBEJRZANE: listopad 2012

Photobucket

THE 51st STATE


*w telegraficznym skrócie*

Amerykański chemik próbuje dopełnić interesu życia sprzedając swoją unikalną formułę. Niestety, wkrótce po przylocie do Anglii, wszystkie plany zaczynają się sypać...

+moje wrażenia+

Całkiem przyzwoite kino gangsterskie, widać że reżyser czerpał inspirację z filmów Guy'a Ritchie. Czy to dobrze? Jak ktoś lubi takie kino, szybki montaż i galerię życiowych nieudaczników w rolach głównych, to, mam nadzieję, widz będzie uchachany. A jeśli ktoś nie lubi takiego kina, lub co gorsza, jest zatwardziałym fanem Ritchie'go, to dla takiej osoby film będzie zwykłą papką i nieudolną kopią mistrza.
Ja na szczęście obejrzałam film ze względu na aktorów, którzy się tu pojawiają i przewaga ulubieńców zadecydowała o mojej ostatecznej ocenie.
Ale jeśli miałabym się silić na obiektywizm, to film, poza paroma zabawnymi dialogami i scenkami, jest raczej nudny i wtórny i tak jakby robiony przez kogoś kto nie ma pojęcia co zrobić z taśmą filmową i tymi dziwnymi panami, którzy mówią "strasznie śmieszne" rzeczy...

6/10

[film obejrzany po raz drugi]


Photobucket

BRAVE

*w telegraficznym skrócie*

Merida ma dość podporządkowywania się matce i tradycji, więc o pomoc prosi starą wiedźmę...

+moje wrażenia+

I jak zwykle wszystko przez baby... Tak, jest to kolejna produkcja Disney/Pixar i tak, główną bohaterką jest księżniczka-buntowniczka. Ale tym razem nie ma wątku romantycznego. Tak, dokładnie tak. Nie ma żadnego żebraka/księcia, który staje się obiektem westchnień głównej bohaterki. Merida jest zbyt zajęta aby myśleć o amorach. Film skupia się na relacjach dziecko-rodzic, co jest nowością, tj.  w Królu Lwie już coś tam było o młodym-zbuntowanym, który musi dopełnić powinności względem państwa/rodziny, ale i tam dowalili Simbie dziewczynę. Tutaj mamy pełny wymiar relacji córka-matka, nieporozumień wynikających z różnic pokoleniowych, ect. Nie muszę chyba mówić, że jak to u Disneya, wszystko kończy się dobrze :>

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

CLOUD ATLAS


*w telegraficznym skrócie*

Opowieść o tym jak czyny jednostek mają wpływ na poprzednie i przyszłe wcielenia...

+moje wrażenia+

Z mojego punktu widzenia, na który miała wpływ nauczycielka chemii z gimnazjum, "nic w przyrodzie nie ginie". Nasza biomasa będzie karmą dla innych żyjątek, ale co z energią elektryczną naszego mózgu? Nie może ot tak się rozpłynąć w nicości. Musi gdzieś przejść. Jedni, bardziej uduchowieni, nazwą to reinkarnacją, inni będą się upierać przy bardziej naukowych metodach pomiaru i definicji tego co znamy pod wspólną nazwą, duszy.

Wracając do filmu, jak wspomniałam, sama czuję, że zaszalałam z oceną bo są dwie rzeczy, które mnie się rzuciły w oczy i uszy: niedoróbki charakteryzacji oraz brak zapadającej w ucho muzyki. Ktoś inny będzie miał odmienne zdanie, ale moje jest takie: jak się wie czego szukać, to żaden sztuczny nos i domalowane powieki nie zmienią dziewczynki w chłopca, a chłopca w dziewczynkę. Najsłabiej na tym polu wypadli panowie w rolach żeńskich... Rodzeństwo Wachowskich mogło się postarać o większą ingerencję Photoshop'a. Słabo też wypadła Doona Bae jako blady rudzielec - od frontu można było się jeszcze nabrać, ale z półprofilu czy profilu - Koreanka jak nic. No i białasy robiące za Azjatów - MASAKRA.

Za to największe wrażenie zrobił na mnie Hugh Grant jako wojownik plemienny, Tom Hanks jako pisarz-morderca (opalenizna i diamenciki w uszach xD) oraz piękna Halle Berry w wersji blond Żydówki :>

Wizualnie cały film miodzio, zwłaszcza Neo Seul, który przypomina mariaż Tronu: Legacy z Blade Runnerem.

Inną sprawą jest muzyka - wiem że coś tam ładnego plumkało, ale to nie było to samo co w Incepcji, Tronie: Legacy czy Gladiatorze, gdzie po seansach musiałam zdobyć soundtrack. Epicki film zasługuje na równie epicką oprawę muzyczną, a tej tutaj jakoś mi brakowało. Brakowało też różnorodności wykonania głównej melodii - może gdyby to zastosowali, melodia bardziej wryłaby mi się w pamięć. No nie było tego "pierdolnięcia".

Ogólnie to nie spodziewałam się fajerwerków więc to co zobaczyłam na ekranie, w pełni mnie usatysfakcjonowało :) Film jest pełen humoru, pięknych plenerów i strojów. Polecam :]

8/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

ENCINO MAN

*w telegraficznym skrócie*

Dwóch szkolnych nerdów planuje gigantyczną imprezę. W tym celu postanawiają wykopać basen. Podczas prac znajdują zamrożonego jaskiniowca...

+moje wrażenia+

Dokładnie. Tak samo jak absurdalny jest ten opis, tak i sam film jest równie durny. Nie liczcie na jakieś fachowe badania i teorie.
Ja mam sentyment do tego filmu, bo wielokrotnie go oglądałam będąc dziecięciem. Jeśli ktoś z was jest beztroskim dzieckiem lat 90tych, to dostrzeżecie urok tej głupiutkiej komedyjki :)

6/10

[film obejrzany po raz n-ty]


Photobucket

GOON

*w telegraficznym skrócie*

Doug Glatt to czarna owca w rodzinie inteligentów. Nie ma stałej pracy, brak mu wykształcenia. Ale dzięki wręcz cudownemu zbiegowi okoliczności, dostaje szansę by odmienić swoje życie, gdy zostaje pół-profesjonalnym hokeistą...

+moje wrażenia+

Niczego się po tym filmie nie spodziewałam.. no dobra, myślałam, że to będzie kolejna historia od zera do bohatera, że nasi będą grzmoceni, potem trener do nich przemówi, podniesie morale i w ostatniej nanosekundzie decydującego meczu bohater strzeli gola, a potem to już fanfary, oklaski, confetti i mokry całus od ukochanej...
Psikus. Ten film ma tyle wspólnego z hokejem co ja z jazdą figurową. Owszem, chłopaki wychodzą na lód i nawet rozgrywają mecz, ba! jest sędzia, ale głównie chodzi o to, aby się po napierdzielać i złoić dupy chłopakom z przeciwnej drużyny :] Zero finezji czy głębszych przemyśleń. Czysta, krwawa rozrywka.

Polecam do piwa :)

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

HIGH NOON

*w telegraficznym skrócie*

W dniu ślubu szeryfa, który przechodzi jednocześnie na emeryturę, do miasta powracają zwolnieni z więzienia bandyci. Szeryf Kane uświadamia sobie, że nie może liczyć na niczyją pomoc w starciu ze złoczyńcami...

+moje wrażenia+

Termin "klasyka gatunku" jak najbardziej pasuje do tego filmu. Z jednej strony mamy klasyczny western, gdzie dobrzy są dobrzy a ci źli są naprawdę paskudni. Z drugiej: zakończenie wywraca do góry nogami utarty schemat. Zresztą już sam fakt, że strachliwa tłuszcza mieszkańców, zamiast w szczytnym celu zjednoczyć się z prawym szeryfem, woli chować się w kościele i udawać, że nic się nie dzieje jest pewnym wyłamaniem się ze schematu filmów z lat 50tych gdzie nadal obrazowany był idylliczny wizerunek dzikiego zachodu.
To co według mnie wyróżnia ten film, to to że się nie zestarzał. Przynajmniej ja mam takie odczucie.

8/10

[film obejrzany po raz n-ty]


Photobucket

LOOPER

*w telegraficznym skrócie*

W 2074 roku podróżowanie w czasie jest zakazane. Nielegalne organizacje wykorzystują je do pozbywania się niewygodnych ludzi i odsyłają takowych 30 lat wstecz, gdzie czeka na delikwenta tzw looper - wynajęty morderca, który utylizuje przysłanego człowieka...

+moje wrażenia+

Im więcej czytam o tym filmie, tym bardziej go doceniam.
Po pierwsze, wizja przyszłości, poza podróżami w czasie, nie jest tak przytłaczająca jak to co zwykle nam oferują filmowcy. Jest tu parę udogodnień, ale laserowych ścieżek i fruwających pojazdów tutaj nie uświadczymy. Prawo i porządek wyznacza trzymana w rękach broń, co w sumie jest bardzo prawdopodobne, zwłaszcza w miejscu akcji filmu, tj Kansas w USA.

Po drugie: kiedy ostatnio widzieliście Bruce'a Willisa w dobrej roli? Bardzo dawno. Film faktycznie momentami się dłuży, ale wolę takie fabularne dłużyzny, które dają nam lepszy rys psychologiczny postaci niż jakieś bum-prask-szast i film wylatuje z głowy po 10 minutach od zakończenia seansu. Dzięki scenom wahania, rozmów mamy wgląd w postaci i możemy się postawić w ich sytuacji i sami zadecydować kto ma rację. Czy film ucierpiałby gdyby go skrócić o 10-15 minut? Niespecjalnie. Pewnie tym którzy spodziewali się bezrefleksyjnego kina ala Transformers bardziej by się spodobał. Ja też byłam nastawiona na film w stylu "zabili go i uciekł" i to co zobaczyłam, pozytywnie mnie rozczarowało :)

Trzecia sprawa: Joseph Gordon-Lewitt - jak dla mnie nominacja do Oscara za udawanie Bruce'a Willisa - dzieciak nie tylko przywdział lateksową maskę by upodobnić się do herosa kina akcji, ale też doskonale odzwierciedlił mimikę starszego kolegi, jego gesty, sposób poruszania się i oczywiście mowę.

Gorąco polecam :)

8/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

MEN IN BLACK 3

*w telegraficznym skrócie*

Zły kosmita ucieka z więzienia, cofa się w czasie i wymazuje z kart historii agenta K. Na pomoc rusza mu oczywiście agent J, który cofa się do kolorowych lat 60tych XXwieku...

+moje wrażenia+

Nuda panie. Nuda. Co, jak zawsze powtarzam, jest zbrodnią w filmach przygodowych/sf/akcji. Za mało się dzieje i jest za mało interakcji oraz chemii pomiędzy aktorami, którzy wypowiadają swoje kwestie z werwą przerdzewiałego tostera. Poza tym, odniosłam wrażenie, że film ten nie ma swojego targetu - niby znamy już te zabawy, bo chłopaki są z nami od ponad 10 lat i wypadało by im dorosnąć, a jednocześnie w obawie przed wielkim panem cenzorem i niskimi wynikami sprzedaży biletów w ograniczeniu dostępu małoletnich, dostajemy takie oto coś.
Chińska zupka pomidorowa jest chińska i można ją nazywać pomidorową, ale nie ma wiele wspólnego z domową zupą mamy.

5/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

NOT ANOTHER TEEN MOVIE

*w telegraficznym skrócie*

Niegrzeczny pastisz komedii szkolnych...

+moje wrażenia+

Nie wiedzieć czemu, darzę ten film sympatią. To tzw "guilty pleasures" - wiesz, że coś jest złe, denne, a jednak czerpiesz z oglądania satysfakcję i radość :D
Film powstał na fali produkcji highschoolowych filmów, komedii romantycznych, które osiągnęły apogeum na przełomie lat 1998-2001 - kto potrafi zliczyć wszystkie takie produkcje, temu flaszkę.
Film jest głupi, fatalnie zagrany, obsadzono 30latków w rolach licealistów, ale... żeby w pełni docenić ten film, trzeba właśnie mieć za sobą te wszystkie "normalne" produkcje z "The Breakfast Club" na czele - bez tego, nawet nie zabierajcie się za oglądanie filmu, bo po prostu nie wyłapiecie wszystkich smaczków.

6/10

[film obejrzany po raz trzeci]


Photobucket

PLUNKETT AND MACLEANE

*w telegraficznym skrócie*

Dwaj oszuści wkupują się w łaski szlachty by potem okradać ją...

+moje wrażenia+

Wielkich oczekiwań względem tego filmu nie miałam, no bo czego można oczekiwać po dziele w którym występuje Liv Tyler czy Jonny Lee Miller? Tak, nie darzę specjalnym poważaniem tej dwójki aktorów obdarzonych charyzmą pieńka rzeźnickiego i urodą leniwca (sami zdecydujcie, który opis do kogo pasuje bardziej ;)). W chwili obecnej przeżywam fascynację na nowo odkrytym Robertem Carlyle o czym świadczyć mogą wymienione niżej tytuły filmów :]

Sam film ładnie pasuje do konwencji kina płaszcza i szpady: jest dzierlatka w opresji, która ma większe jaja niż nie jeden mężczyzna, jest uroczy donżuan-buntownik, tzw ciacho dla widzek oraz jego mniej urodziwy kompan, który załatwia wszystko i jest mózgiem operacji. A że jest to jeszcze romans, to zakończenie staje się oczywiste...

7/10

[film obejrzany po raz drugi]


Photobucket

RAVENOUS

*w telegraficznym skrócie*

W ramach awansu, kapitan John Boyd obejmuje dowództwo w forcie, gdzie wkrótce pojawia się mężczyzna, który przekazuje niepokojącą opowieść o kanibalach mieszkających w lasach...

+moje wrażenia+

Po pierwsze, to ja się spodziewałam tradycyjnego horroru w stylu: entliczek, pentliczek, raz dwa trzy, zaraz tobie siknie krew i flaki z tyłka. Że będzie dużo biegania, machania toporkiem itp. A tu psikus. Oczywiście jest trochę gore, zważywszy że mamy do czynienia z kanibalizmem, ale film sam w sobie jest bardzo zabawny. Dialogi oraz oczywiste prawdy wygłaszane przez postaci rozładowują napięcie związane z tym krwistym tematem. Muzyka tutaj wcale nie pomaga. Pasuje jak pięść do nosa, tak jakby kompozytor brał coś podczas tworzenia.

Podsumowując: film jest specyficzny, ja go obejrzałam tylko ze względu na Roberta Carlyle :>

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

THE TOURNAMENT

*w telegraficznym skrócie*

Raz na siedem lat, w dowolnym mieście na świecie, organizowany jest Turniej w którym bierze udział 30 światowej klasy zabójców (jest jakiś ranking? można głosować? :D)...

+moje wrażenia+

Kolejny i zarazem ostatni w tym podsumowaniu film, do którego obejrzenia skłoniła mnie osoba Roberta Carlyle^^. Tym razem mój ulubiony Szkot gra księdza, który przez niespodziewany zbieg okoliczności i za sprawą wyjątkowego pecha, wplątuje się w sam środek potyczek najemnych zabójców.

Jest to kino małego budżetu, ale panowie i panie, gdybyśmy my robili takie nisko-budżetówki, nikt by się nie śmiał z polskiego kina. Ilość wybuchów i rozwalonych samochodów dorównuje hollywoodzkim produkcjom. Co do aktorstwa... cóż, poza wymienionym występuje tutaj piękna Kelly Hu oraz mniej piękny Ving Rhames.

O pardon, zapomniałabym, że w roli psychopaty z teksasu wystąpił Ian Somerhalder, który znany jest żeńskiej części widzów z roli Damona w The Vampire Diaries.

6/10

[film obejrzany po raz pierwszy]