wtorek, 30 września 2014

OSTATNIO OBEJRZANE: filmweb offline 2014


Jak co roku na jesieni, odbył się w Warszawie filmweb offline. W tym roku Redakcja postanowiła wyróżnić, delikatnie przypomnieć, że w głównej mierze to użytkownicy tworzą bazę filmwebu, dodając lub modyfikując treści (które niecni Weryfikatorzy bez serca odrzucają krwawicę biednych dodających). Za wyróżnienie dziękujemy (mój to chyba 7 zlot) aczkolwiek nowi uczestnicy nie za bardzo wiedzieli o co chodzi, bo przyszli na darmowe piwo.

Było ciasno, gwarno, lokal fajny, ale za mały (a'leje). Zdecydowanie za mały. Obsługa delikatnie wyprosiła ostatnich uczestników (dzika banda 20 osobników w różnym stanie świeżości). O czym się rozmawiało? O filmach ofkorz ;)

W tym roku zaserwowano nam 3 tytuły:

photo p_Bogowie_zpsd5c2262e.jpg photo p_JudgeThe_zpsaa49be81.jpg

oraz Dzikie Historie, których nie opiszę, bo mnie na seansie nie było (jak zwykle zasmarkana o tej porze roku jestem) i teraz żałuję :(

Jak widać, tym razem nie torturowano społeczności "artystycznymi filmami zemsty z Korei i postawiono na lekką rozrywkę ;) Oba filmy to co prawda dramaty obyczajowe, ale ze sporą dozą humoru wynikającą z absurdów życia codziennego.

Bogowie 7/10

Tomasz Kot jako dr Religa w pełni uchwycił charakter swojej postaci, przejmując jego styl mówienia, mimikę, chód. Cały film mocno opiera się na rewelacyjnych kreacjach aktorskich całej obsady (Piotr Głowacki i Szymon Piotr Warszawski jako współpracownicy bezczelnie kradli dla siebie ekran ;)). Technicznie film prezentuje się na światowym poziomie, nie jest nudny, nie odnosi się wrażenie, że mamy do czynienia z telewizyjną produkcją, tak jak ma to miejsce w przypadku wielu innych polskich filmów (nie znam się na technikaliach, nie mam pojęcia czym jest to uwarunkowane, ale me serce krwawi gdy oglądam polskie filmy zrobione po 2000 roku). Jako, że odzywa się we mnie mój tyci patriota, czuję lekki niedosyt, że w filmie nie użyto polskich rockowych lub punk rockowych piosenek, tylko zagraniczne, znane i popularne w tamtych czasach utwory, ale rozumiem, że (tak mi się wydaje) twórcy filmu chcieli sprzedać swój produkt zagranicznemu widzowi. Rozumiem, wybaczam ;)
To co mnie najbardziej podoba się w tym filmie, to fakt, że twórcy podeszli do historii przedstawiając człowieka z krwi i kości a nie świętego, tak jak ma to miejsce w wielu filmach biograficznych znad Wisły. Religę zdjęto z krzyża, pokazano trochę wariata, trochę nałogowca, człowieka impulsywnego posiadającego wielką pasję i potrzebę zmian w zaściankowym, pełnym zabobonów społeczeństwie (ze smutkiem muszę stwierdzić, że wiele się nie zmieniło).
Gorąco polecam, jest to film pełnowartościowy, z przejmującą historią, dobrą grą aktorską, nie pozbawiony humoru i przyjemny w odbiorze.


The Judge 6/10

Bardzo pozytywnie nastawiałam się na ten film i niestety trochę się zawiodłam. Bardzo cenię sobie amerykańskie dramaty sądowe, pełne napięcia, wyczekiwania, gdzie twórcy bezczelnie pogrywają sobie na uczuciach widza oraz kluczą i rzucają fałszywe poszlaki, wywołując konsternację. Tutaj tego nie ma. Film jest bez duszy, bez serca, praktycznie bez emocji. Niestety, ale pan Robert Downey Jr. zbyt dużo pajacuje, gra siebie, lub raczej, gra siebie grającego Tony'ego Stark'a. Dość! Na szczęście jego partnerzy filmowi dzięki temu zyskują lub po prostu są lepszymi aktorami niż gwiazda Marvel'a. Vincent D'Onofrio jako były sportowiec, którego szansę na karierę przekreślił wypadek oraz chorujący na raka, nieustępliwy i walczący o godność Robert Duvall, kradną każdą scenę. Niestety przez wygłupy ich kolegi film zdaje się nie być spójny, a nie trafione żarty (no dobrze, scena w łazience z obydwoma Robertami była tragicznie zabawna i realna, przejmująca :)) są po prostu żenujące i mało śmieszne.
Finałowa scena, która przeważnie ma na celu obdarcie z boskich szat głównego bohatera, przynieść katharsis, jest jałowa.

Podsumowując: nie było źle, jeśli chodzi o filmy. Ja coś nawet wygrałam w kalamburach i odgadywaniu muzyki, aczkolwiek, panowie (i panie!) jak już organizujecie takie konkursy, to wypadałoby zadbać o nagłośnienie, albo o salę w miarę osłoniętą przed hałasem i szumem z "open space", OK?
Towarzystwo jak zwykle dopisało a w niedzielę wszyscy zaniemogli, bo gardła mieli pozdzierane od rozmów na mrozie :D

Do zobaczenia za rok :)

piątek, 5 września 2014

OSTATNIO OBEJRZANE: sierpień 2014

 photo p_2Guns_zpsbdbbe45c.jpg

2 GUNS

*w telegraficznym skrócie*

Dwóch policjantów pracujących pod przykrywką kradnie pieniądze potężnemu gangsterowi...

+moje wrażenia+

Po zwiastunie spodziewałam się czegoś lepszego, zabawniejszego i w sumie nie wiem czemu dałam temu dziełu tak wysoką notę. To pewnie na wzgląd do aktorów, których darzę sympatią. Film jest moim zdaniem drętwy, brak mu polotu, a "humor", który podobno zawarty jest w dialogach, ma delikatność młota pneumatycznego i nie jest to pozytywne porównanie.
Poza tym mam już trochę dość odmładzania Denzela Washingtona poprzez wciskanie mu partnerek o 20 lat młodszych...

3/10

[film obejrzany po raz pierwszy i ostatni]

 photo p_AmazingSpiderMan2The_zps692d8b93.jpg

THE AMAZING SPIDER-MAN 2

*w telegraficznym skrócie*

Kolejna odsłona przygód miejskiego superbohatera...

+moje wrażenia+

Przyznaję, poziomem realizacji nowe filmy o Człowieku-Pająku stoją na dużo wyższym poziomie niż poprzednie produkcje, ale nie zmienia to faktu, że nadal nie lubię Petera Parkera. Niby ma to co reszta bohaterów: jest introwertyczny, stracił rodziców, musi borykać się z odpowiedzialnością w związku ze zdobytymi zdolnościami. Ale coś mi nie pasuje w tym obrazku. Może to moja wrodzona niechęć do owadów, zwłaszcza pająków, które wolę aby trzymały się ode mnie z daleka (choć są pożyteczne łapiąc muchy i osy w pajęczyny).
Druga sprawa to dziewczyna Petera - wolałam rudą.
Po trzecie - Jamie Foxx: SRSLY? oO Mam wrażenie, że jak ktoś zdobędzie Oscara nagle jego talent ulatuje gdzieś w przestrzeń kosmiczną i popada w karykaturę. Albo przypadek dzieciaków, które starają się być cool i robią to co cool dzieciaki, ale im to nie wychodzi i w efekcie wygląda to żałośnie.
Ale mimo to, film ogląda się przyjemnie. Szkoda tylko, że było tak mało Dane'a DeHaan'a.

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]

 photo p_Chronicle_zps7c4c7d75.jpg

CHRONICLE

*w telegraficznym skrócie*

Troje nastolatków znajduje pod ziemią tajemniczy obiekt... Wkrótce odkrywają w sobie różne zdolności...

+moje wrażenia+

Od czasu Niezniszczalnego nie było w kinie drugiego filmu, który bez zbędnego efekciarstwa pokazałby problem posiadania nadnaturalnych mocy przez zwykłego zjadacza chleba. Tym razem padło na troje licealistów, którzy nawet nie specjalnie się ze sobą kumplują. Jednak po zdarzeniu i odkryciu nowych zdolności na nowo odkrywają i re-definiują sens przyjaźni. Zaczynają więcej spędzać czasu, uczyć się kontroli nad zdolnościami, ale także poznają siebie, swoje charaktery i słabości. Najmocniejszą stroną filmu jest obsada, która w sposób przekonujący przedstawiła problemy z jakimi borykają się młodzi ludzie. A najbardziej drugiemu człowiekowi zależy na akceptacji środowiska, osób które go otaczają. Po prostu na znalezienie kogoś kto zrozumie i będzie wspierać w trudnych chwilach.
Oczywiście, jak w każdym filmie o superbohaterach, i tutaj przewija się motyw korupcji i wpływu mocy na charaktery. Widzimy więc jak jedni zdobywając moc do obrony zaczynają jej nadużywać i w efekcie przekraczają granicę między Dobrem a Złem, a drudzy muszą zdecydować czy chcą chronić przyjaciela czy ochronić innych przed nim.
Mnie bardzo ale to bardzo podobał się ten film: gra aktorska, wykorzystanie mocy, muzyka, realizacja (para-dokument).

8/10

[film obejrzany po raz pierwszy]

 photo p_Divergent_zps0f0ea385.jpg

DIVERGENT

*w telegraficznym skrócie*

Ekranizacja "bestsellera"...

+moje wrażenia+

Kiedy słyszę "światowy" bestseller to wiadomo, że chodzi o amerykański bestseller. I w sumie bestseller jest tym czym nazwa wskazuje: najlepiej się sprzedaje. Cóż, papier toaletowy też nie narzeka na niski wskaźnik sprzedaży, a nikt nim się nie ekscytuje...
Mnie ten film wynudził niemiłosiernie. Począwszy od zerżniętej fabuły z Igrzysk Śmierci, a na drewnianym aktorstwie i braku chemii pomiędzy aktorami kończąc. Rozumiem, że to pierwszy film z serii, gdzie ciężko by było wcisnąć całą mitologię przedstawionego świata, ale niestety, dla mnie, Shailene Woodley to nie Jennifer Lawrence - nie ma tej charyzmy co starsza koleżanka. Poza tym film nie oferuje niczego nowego w świecie postapokaliptycznym.

5/10

[film obejrzany po raz pierwszy]

 photo p_Godzilla_zps0b1ba52c.jpg

GODZILLA

*w telegraficznym skrócie*

Godzilla powraca by uchronić ludzkość przed dominacją prehistorycznych stworów...

+moje wrażenia+

Godzilla, Król Potworów wrócił! I mam nadzieję, że zostanie z nami na ciut dłużej po tym jak jego amerykański kuzyn (wiecie, ten od ciotki matki od strony ojca) pogrzebał szanse na porządny restart serii na miarę XXI wieku. Jak miałam te 12lat to poprzednia amerykańska Godzilla bardzo ale to bardzo mi się podobała, bo kojarzyła mi się z innym moim ulubionym jaszczurkowym filmem: Jurassic Park. Niestety, gdy ostatnio odświeżyłam sobie anorektyczką zachodnią jaszczurkę, nie zrobiła na mnie już takiego wrażenia jak kiedyś. Jest po prostu zbyt dziecinna.
Nowa Godzilla spowita jest we mgle, szarościach, kryje się w otchłani oceanu i preferuje nocne eskapady. Jest bardziej mroczna, nie ma w niej za grosz humoru (zero, NULL, ani jednego dowcipu, ciętej riposty a przede wszystkim durnych "śmiesznych" postaci drugo- i trzecio-planowych). Wszyscy zachowują się w sumie tak jak powinni: zmieszane niedowierzanie z przymusem poradzenia sobie sensownie z zaistniałą sytuacją, na którą nikt nie przewidział scenariusza.
Nie ma tu porywów uczuć, perypetie głównych bohaterów obserwujemy z dystansem, bo i sama Godzilla mało się przejmuje tratując kolejne budynki. Jej celem jest przywrócenie równowagi w naturze, a to przy okazji zgniecie paru homo sapiens - cóż, Matce Ziemi wyjdzie to na dobre ;)
Szkoda tylko trochę tej obsady - wzięto bowiem jednych z najbardziej utalentowanych aktorów i po kolei ich odstrzeliwano z panoramy miejskiej. Trochę to bez sensu, ale rozumiem, że mając tak różnorodną obsadę, producenci chcieli przyciągnąć do kin jak najszersze grono odbiorców. Tylko w sumie nie wiadomo po co, bo aktorzy nie mieli co zagrać.
Z jednej strony bardzo mi się podobał ten film, ale nie był tak rozrywkowy jak Pacific Rim. Jednak na zdecydowany plus można zaliczyć ścieżkę dźwiękową, która umiejętnie, według mnie, łączy melodie symfoniczne z japońską nutą i elektro.

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]

 photo p_GuardiansOfTheGalaxy_zpsc83ef422.jpg

GUARDIANS OF THE GALAXY

*w telegraficznym skrócie*

Grupa nieprzystosowanych do życia w społeczeństwie osobników ratuje galaktykę...

+moje wrażenia+

Od bardzo dawna nie ubawiłam się w kinie jak przy tym filmie. Pełna sala i każdy płakał ze śmiechu. Ten film to czysta rozrywka wypełniona komicznymi gagami oraz kosmicznym rozmachem, do którego przyzwyczaili nas już ludzie z Marvel'a. Ale...
Według mnie oprócz tych rewelacyjnych scen film jakoś nie trzyma się kupy. Pomijam fakt, że w trailerze są inne sceny niż te, które trafiły ostatecznie do filmu, co mnie trochę zniesmaczyło. Oglądając film odniosłam wrażenie braku ciągłości, tak jakby film nie stanowił spójnej całości, a reżyser nie za bardzo wiedział, w którą stronę pójść: pastiszu dotychczasowych filmów Marvel'a czy kina familijnego. Na szczęście postaci oraz odgrywający je aktorzy wynagradzają ten chaos fabularny. Ich nie da się nie lubić. Ja całkowicie zakochałam się w Rocket'cie, którego tuliłabym i głaskałabym ;) A jak Rocket to i Groot. Początkowo, tak jak większość, z lekkim uśmieszkiem podchodziłam do faktu, że Vin Diesel dostał rolę na miarę jego możliwości aktorskich ;) Otóż Groot jedyne co mówi to "I am Groot". Ale to niezupełnie do końca prawda. Jego anatomia sprawia, że struny głosowe emitują inną skalę dźwięków, której my ludzie nie słyszymy, ale taki Rocket już go rozumie. Znaczy to mniej więcej tyle, że Vin Diesel musiał w tych trzech słowach zmieścić sens treści, które miał przekazać, a których my możemy się jedynie domyślać. Czy to nie wspaniałe? Dodać do tego, że Vin nagrał swoje partie w kilku innych językach.
Proszę nie rzucać we mnie figurkami Szturmowców ale moim zdaniem GotG mogą być tym samym dla dzieciaków obecnie czym był Indiana Jones dla pokolenia dzisiejszych 40latków. No bo w kosmosie nie ma fajniejszego złodzieje niż Star Lord ;)

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]

 photo p_Lucy_zps03b14956.jpg

LUCY

*w telegraficznym skrócie*

Naiwna studentka w wyniku pomyłki zostaje wciągnięta w przemyt nowego syntetycznego narkotyku...

+moje wrażenia+

Pompatyczny trailer większość ludzi zniechęcił. Mnie jako fankę twórczości Luc'a Besson'a tylko zachęcił do obejrzenia kolejnego szalonego filmu twórcy Nikity oraz Piątego Elementu. Bo znając filmografię francuza można spodziewać się kilku stałych elementów:
* przerysowane czarne charaktery - jest
* heroina o twarzy dziecka i pięściach Schwarzenegger'a - jest
* pompatyczna muzyka - jest
* walka dobra ze złem oraz metafizyczny bełkot - jest
Mając to na uwadze, widz doświadczy 90 minut czystej rozrywki okraszonej pięknymi zdjęciami oraz zaskakującymi efektami wizualnymi. Bardzo spodobała mi się przemiana głównej bohaterki z lekkomyślnej zastraszonej dziewczynki w super chłodną nad-istotę. Zdecydowane TAK dla Scarlett Johansson w filmach akcji (mam nadzieję, że film o Black Widow powstanie szybciej niż później), bo szczerze, ja jej nie kupuję jako sex bomby. Cała reszta obsady robi za tło dla Lucy i mnie to nie przeszkadza. Po prostu wiedziałam na co się piszę kupując bilet do kina i się nie zawiodłam. Aczkolwiek film mógłby być ciut dłuższy. I bardzo mnie cieszy brak wyjaśnienia w co zamieniła się Lucy i jak mogła się "teleportować" (czego w sumie nie zrobiła tłuczki jedne - ona sięgnęła pamięcią do czasów prehistorycznych, swoją pupcią nie ruszyła się z pokoju). To jest ten rodzaj filmu, który stymuluje moją wyobraźnię, a ją mam całkiem wrażliwą, wybujałą, graficzną, więc do snucia dziwacznych teorii nie wiele mi potrzeba.
Co kto lubi, a ja lubię Lucy ;)

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]

środa, 2 lipca 2014

BITWA: The Covenant vs. The Craft

W dzisiejszym wpisie poznęcam się nad czarownicami jakie od czasu do czasu nawiedzają amerykańskie licea:

 photo p_CovenantThe_zps05f0c651.jpg  photo p_CraftThe_zpscd5f0f32.jpg


Postaram się nie faworyzować nikogo i zacznę od chłopaków.

The Covenant - 3/10
W mojej skromnej opinii to niewypał. Już w chwili obejrzenia te 8 lat temu ten film nie przypadł mi do gustu, a po ponownym obejrzeniu tylko utwierdziłam się w mym pierwszym osądzie.
To czego zabrakło mi w tym filmie to chemia między bohaterami (genialne dialogi o subtelności młota pneumatycznego) oraz brak jakiegokolwiek napięcia czy poczucia grozy.
Wszakże Renny Harlin (twórca tego dzieła) nie jest takim złym reżyserem, zwłaszcza że do zeszłego roku twierdziłam, że zrobił najgorszą część Die Hard, ale potem wyszło A Good Day to Die Hard i zmieniłam zdanie. Nie wiem co zawiodło, prawdopodobnie scenariusz, którego nie powstydziłby się gimnazjalista gdyby pani od polskiego kazała napisać wypracowanie, i szczerze nie wiem kto po przeczytaniu tych wypocin pomyślał "łał, to jest dobre". Patrząc na aktorów, którym teraz lepiej się powodzi (Taylor Kitsch zagrał u Olivera Stone'a a Sebastian Stan zdobył ostatnio popularność grając Bucky'iego Barnes'a/Winter Soldier'a w adaptacji komiksu Marvela) zastanawiam się gdzie podziała się ich zdolność do trzeźwej oceny sytuacji, a trzeźwi na pewno nie byli, podpisując kontrakt na ten film.
Sam wstęp zapowiadał się całkiem obiecująco: pitu pitu o historii prześladowań czarownic, a potem scenka rodzajowa z poster-boys, którzy wbijają się na plenerową imprezę, skacząc w kilkudziesięciu metrowego klifu, potem pościg we mgle i znalezienie pierwszego trupa. Niestety im dalej w las, tym gorzej. Kliszowa scenka pod prysznicem, a potem ostatni wybryk pana od efektów specjalnych i pokazowa rozwałka samochodu na części pierwsze, zupełnie jak w Transformersach. Niestety chyba na tym budżet się skończył, bo finałowa walka to obraz nędzy i rozpaczy, który przebijają jedynie popisy obsady Twilight czy Aniołków Charliego.

Sebastian Stan
Czaicie bazę? Na to było stać grafika.

Jeszcze raz wspomnę: brak chemii. Zaloty głównego bohatera w stosunku do nowej dziołchy i ich rzekoma wielka miłość mająca zmotywować ów bohatera do czynu, przypominają smutne popisy rodzimych "aktorów" z produkcji typu reality show. Nie lepiej jest między samymi chłopakami, którzy po prostu są boysbandem stworzonym przez kogoś z góry. No i nagle pojawia się ten piąty, który się wpierdala w relacje damsko-męskie, mąci wodę, ale mimo to chłopaki przyjmują go bez większego bólu. Tak jakby z filmu wycięto dobre 10 minut fabuły, aczkolwiek dłuższe patrzenie na ten szajs mogłoby przyprawić mnie o torsję.
Z czystego sentymentu do aktorów grających w tym koszmarku, nie daję niższej oceny, a powinno być tłuste 2/10. Może kiedyś ktoś pokusi się o remake?



 ...bo przyznaję, drobny lifting przydałby się paniom z The Craft, któremu po latach, daję solidne 6/10

Jest to film mojej wczesnej młodości, więc przyznaję się bez bicia, mogę odczuwać doń lekki sentyment, a postaci darzę większą sympatią niż chłopaków. The Craft jest o tym co tak naprawdę liczy się dla nastoletnich dziołch: akceptacja rówieśników, spełnienie w miłości oraz wchłonięcie jak największej ilości magicznej mocy, tak aby potem móc mrugnięciem oka wpierdolić tym wszystkim zjebom, którzy zamienili ostatnie 3 lata twego marnego życia w piekło... ekhm.

Tak się kiedyś dziewczynki ubierały.

Mamy tu kompletną historię zawiązywania się przyjaźni, a potem powolne osuwanie się w ramiona ciemnych mocy, które wraz z używaniem, powodują utratę kontaktu ze światem realnym oraz innymi ludźmi. Jest dokładnie tak jak pani od polskiego kazała pisać: wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Każda z dziewczyn dostaje swoje pięć minut, mimo, że to, teoretycznie, Robin Tunney gra tu główną bohaterkę, lecz niestety całe show kradnie Fairuza Balk i jej nadmiernie ekspresyjna, dziwaczna twarz, która może nie jest najpiękniejsza, ale ma w sobie niezwykły magnetyzm nie pozwalający oderwać od niej oczu. Dziewczyny się uczą nie tylko magicznych sztuczek, ale i siebie nawzajem. Poznajemy ich marzenia, troski oraz słabe punkty, które zaowocują w jednej z lepszych kulminacyjnych scen:



Jeśli chodzi o warstwę wizualną, to film nadal dobrze się ogląda, aczkolwiek drobne poprawki by nie zaszkodziły tu i tam (scena ze zmianą koloru włosów). No i to środek lat 90tych, więc modowa tragedia.
Jest to film, zresztą jak poprzednik, adresowany do młodzieży, więc starsi widzowie mogą mieć trudności z nawiązaniem jakichkolwiek więzi z postaciami (ach ta miażdżyca), jednakże to co stawia ten film na półce wyżej w klasyfikacji filmów do obejrzenia, to poziom realizacji: spójna fabuła, dobre aktorstwo oraz zadowalająca warstwa wizualna oraz muzyka budująca odpowiedni nastrój.

Poza tym nie ma nic bardziej przerażającego niż kobieta w szale...

PS
Aktorki po tym filmie radzą sobie całkiem nieźle: zaliczyły kilka popularnych produkcji, a Neve Campbell stała się królową krzyku po występie w serii Scream, skądinąd, jednego z moich ulubionych slasherów^^


Zdjęcia: fansshare.com

czwartek, 5 czerwca 2014

trylogia SNABBA CASH

Moją tradycją jest już to, że gdy podczas oglądania jakiegoś seansu zwrócę uwagę na jakiegoś aktora, to potem wchłaniam wszystkie z nim produkcje. Dla niektórych może to się wydać śmieszne, ale ja uważam, że dzięki temu mam większą szansę na poszerzenie swoich filmowych horyzontów. Czasami są to dobre doświadczenia, a czasami mam ochotę o nich zapomnieć.

Tym razem moją uwagę zwrócił niejaki Joel Kinnaman, którego polscy widzowie mieli okazję oglądać na dużym ekranie w re-boot'cie Robocop'a, skądinąd, całkiem udanym. Inni widzowie z kolei mogą kojarzyć wysokiego aktora szwedzko-amerykańskiego z serialu telewizyjnego The Killing, który jest re-make'iem duńskiego Forbrydelsen (wszystkie trzy sezony wciągnęłam w tydzień), a który niestety nie był nadawany w żadnej ogólnodostępnej stacji.

W przerwach między kolejnymi sezonami The Killing zaserwowałam sobie seanse szwedzkiej trylogii:

 photo p_SnabbaCash1_zps205ba5b4.jpg photo p_SnabbaCash2_zps960218a3.jpg photo p_SnabbaCash3_zps931d5734.jpg

Seria Snabba Cash to historia o ludziach, którzy niezbyt legalnie chcą bardzo szybko się dorobić.

W pierwszym filmie, którym zainteresował się podobno sam Martin Scorsese (chciałby zrobić re-make), poznajemy losy trzech postaci wokół których krążyć będzie fabuła kolejnych filmów.


Johan "JW" Westlund (Joel Kinnaman), to student mieszkający w tycim pokoiku w akademiku, dorabiający jeżdżąc na taryfie. Jego drugą twarzą jest imprezowicz i bon vivant, który lubuje się w przepychu, w którym dorastali jego bogaci koledzy i to im głównie chce zaimponować JW. Niestety przy takim życiu, finanse szybko topnieją i JW musi znaleźć szybki sposób na wzbogacenie się.
Na jego drodze stają Jorge, który właśnie uciekł z więzienia, oraz Mrado, serbski kryminalista, który odwala brudną robotę dla bossa narkotykowego Radovana. Ich losy związują się - każdy każdego chce wyrolować i wzbogacić się kosztem innych. Tu nie ma miejsca na przyjaźnie. Wrażliwy JW wkracza w brutalny świat przemytników, morderców i alfonsów.

Dla zmęczonego ciągłym uciekaniem Jorge (Matias Varela) oszukanie bossa narkotykowego, to jedyny sposób na zrealizowanie marzeń i zadość uczynienie za wszystkie zmartwienia jakie przyniósł swojej matce oraz siostrze.



Z kolei Mrado (Dragomir Mrsic) zostaje postawiony przed faktem dokonanym - musi zaopiekować się swoją 8letnią córeczką i skończyć z niebezpiecznym życiem.





Każdy z panów ma swoje motywacje, które zmuszają ich do popełniania najgorszych czynów. W efekcie ich drogi krzyżują się w finałowej scenie napadu na przemyt narkotyków.

Snabba Cash został zrobiony niskim nakładem i czerpie garściami z kina gangsterskiego, urozmaicając go o swój własny, trochę depresyjny, klimat północy. Widz podgląda kilka światów, które bez siebie nie mogą istnieć, a które trwając w chorym układzie, co jakiś czas się ścierają i wybuchają.
Mocne 6/10

Snabba Cash II rozpoczyna się 14 miesięcy po wydarzeniach z pierwszego filmu. JW udaje się na zwolnienie warunkowe, by zacząć życie od początku mając w ręku biznes plan. Niestety jego kolega postanawia go wysiudać i okłamuje go, przypisując sobie jego pracę i zdobywając kontrakt dla siebie. JW zostaje znowu bez niczego. Mrado pozostaje w więzieniu, ale nie na długo. Tęskno mu za wolnością i za córką. W uciecze pomaga mu JW, który nie ma nic do stracenia: rodzice się od niego odwrócili, więc postanawia ruszyć w świat by odnaleźć swoją zaginioną przed 5 laty siostrę. Jorge ponownie próbuje się dorobić, jednak jak zwykle interes się nie udaje i tym razem na dobre zwraca na siebie uwagę Radovana, który ma dość zwracającego na siebie złodziejaszka, który mu bruździ w interesach.

 Do akcji wkracza arab, Mahmoud (rewelacyjny Fares Fares), który bardzo zabiega o lepszą pozycję w przestępczej społeczności i jednocześnie popada w konflikt z własną rodziną, którą oszukuje i okrada.




Drugi film z serii jest moim zdaniem lepiej zrealizowany: postaci znacząco się rozwinęły, sama historia jest lepiej skonstruowana, a wątki są ciekawie ze sobą połączone. Ja polubiłam wszystkich i według mnie wszystkim należałaby się chwila wytchnienia oraz odrobina manny z nieba. Przyznaję, że ja nawet łezkę uroniłam na końcu.
8/10


*     *     *

I na tym należałby poprzestać oglądanie tej serii, ponieważ trzeci reżyser pokpił koncertowo sprawę...

Snabba Cash - Livet Deluxe to przykład na to jak nie powinno się kręcić filmów. Począwszy od realizacji, której to twórcy cofnęli się o parę ładnych kroków, poprzez drętwe dialogi, a na samych postaciach kończąc. Istny obraz nędzy i rozpaczy. To co zrobiono z postaciami woła o pomstę do nieba. JW pojawia się raptem na w sumie 5 minut, z czego przez 98% czasu tępo patrzy się w dal, odsłuchując non stop wiadomość z poczty głosowej swojej siostry. Jorge robi za inteligenta, dostał jakiegoś olśnienia i zorganizował tak napad, żywcem wyjęty z Gorączki, i w ferworze, podbudowany swą zajebistością zapomniał zupełnie o duńczyku-zdrajcy - jakoś wszyscy nie ufali chłopakowi i nikomu nie przyszło do głowy by lepiej go pilnować lub całkiem odstrzelić.
Gwoździem do trumny jest sama historia Radovana, który w poprzednich filmach jedynie straszył swą fantomową osobą, bo nie wiele było go na ekranie. Gdy przyszło co do czego, widz dostaje marną podróbę Ojca Chrzestnego. Dodać do tego córunię, która wikła się w związek, nieświadomie, z tajniakiem z policji i przejmuje schedę po ojcu, gdy ten ginie w zamachu, robiąc krwawą jatkę przy użyciu szpili do włosów...
Całe to luksusowe życie o którym mowa w tytule jakoś nie bije z ekranu. Każdy do niego stara się dążyć, jednej osobie się to udaje.
Niestety, dość wyboista droga jaką zaserwował reżyser, pełna jest nonsensów i bezczelnych kalek z innych filmów.

Daję naciągane 3/10. Dałabym więcej gdyby film zakończono w inny sposób, np:

JW powinien zostać zabity, nie wiem, przez jakąś ćpunkę-kurew uliczną.
Nadja i Martin powinni zastrzelić siebie nawzajem w obławie policyjnej.
Jorge powinien się utopić w tym morzu, może któryś ze smarkaczy powinien go utopić, a jego laska powinna dokonać aborcji i umrzeć w wyniku błędu lekarskiego.

Ha! To by było dobre zakończenie tej żenady.

Więc jak oglądać, to tylko dwie części pierwsze. Trzecią odradzam.

[zdjęcia: google]

środa, 15 stycznia 2014

OSTATNIO OBEJRZANE: grudzień 2013

 photo p_BestExoticMarigoldHotelThe_zpsa9a08da7.jpg

THE BEST EXOTIC MARIGOLD HOTEL

*w telegraficznym skrócie*

Grupa przypadkowych staruszków pragnie dokonać żywota w egzotycznym miejscu...

+moje wrażenia+

Jak zwykle gdy mam do czynienia z brytyjskimi filmami, chce mi się zakrzyknąć: dlaczego my nie potrafimy robić takich filmów? Starej dobrej gwardii aktorskiej nam nie brakuje, młodzi są... ehh... Nie to, że nie chcę dawać szansy młodym, ale oglądanie w kółko trzech tych samych gąb w kolejnych próbach naśladownictwa hamerykańskiego kina dla półgłówków... Veto, Liberum Veto.
Prezentowany tutaj film nie jest dla każdego, no bo ile osób znajdzie się, którym spodoba się film o starszych ludziach, po przejściach, którzy wybrali się na drugi kraniec świata by tam spędzić ostatnie lata życia? Różne typy osobowości, różne historie, różne oczekiwania spotykają się w urokliwym, acz zapuszczonym indyjskim hotelu prowadzonym przez młodego, zaślepionego optymistę, który sam też walczy z przeciwnościami losu.

Gorąco polecam.

8/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


 photo p_BodyOfLies_zps98a8c1a1.jpg

BODY OF LIES

*w telegraficznym skrócie*

Agent CIA tropiący niebezpiecznego terrorystę zostaje uwikłany w grę polityczną pomiędzy swoimi przełożonymi a Jordańskimi siłami wywiadowczymi...

+moje wrażenia+

Ridley Scott dobrym reżyserem jest i kropka. On swoje już nakręcił, nic nie musi udowadniać. Teraz robi solidne kino sensacyjno-polityczne. W obsadzie można zauważyć pewną wtórność: Ridley co kilka lat zmienia trzon swojej obsady filmowej. Oprócz ulubieńca, Russella Crowe, na ekranie dołącza do niego Leonardo DiCaprio (z wiekiem coraz lepszy), a tło wypełniają m.in. Mark Strong oraz Oscar Isaac. Nie ma tu efektownych pościgów, ale akcji oraz napięcia, ciągłego oczekiwania nie brakuje. Twórcy dobrze oddali obraz kontrasty między siedzącym w bezpiecznym kraju szefie agenta, a człowiekiem który musi polegać wyłącznie na sobie i jest jedynie pionkiem w grze.

8/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


 photo p_Burlesque_zps445ae96a.jpg

BURLESQUE

*w telegraficznym skrócie*

Młoda zdolna barmanka pragnie zrobić karierę w show biznesie i rusza na podbój Hollywood...

+moje wrażenia+

Pomijając wtórność historii oraz szablonowe postaci, jedno trzeba przyznać: Krystyna oraz Cher mają głosy, a i teksty piosenek w tym filmie były treściwsze niż te w Rent czy Nine - w tym miejscu braki aktorskie skutecznie załatano dynamicznymi melodiami, a to czego nie umiały przekazać tekstem mówionym obie panie, wyśpiewały koncertowo. I całe szczęście, że panowie nie śpiewali ;)

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


 photo p_DjangoUnchained_zps45317554.jpg

DJANGO UNCHAINED

*w telegraficznym skrócie*

Historia murzyna (czarnoskórego? Afroamerykanina?) wyzwolonego przez dentystę-łowcę nagród...

+moje wrażenia+

Tarantino po raz kolejny oddaje hołd X Muzie tym razem biorąc na warsztat historię niewolnictwa i wplata ją w ramy klasycznego westernu... oczywiście oblewając wszystko hektolitrami czerwonej krwi.
Może to moja znieczulica, może znudzenie reżyserem, a może mam przy tępy już słuch by wyłapać te wszystkie niuanse, które rzekomo pojawiają się w filmie, a którymi ludzie się zachwycają. Mnie to nie kręci, ani podnieca. Zdecydowanie bardziej mi się podobał Inglourious Basterds (może to kwestia tego, że jako Polka lubię patrzeć jak Naziści są tłuczeni po mordach?).
Tutaj poza genialnym Leonardo DiCaprio, ciężko jest mi znaleźć cokolwiek innego godnego uwagi... no poza jeszcze kwestiami wymawianymi przez zawsze szalenie szarmanckiego Christoph'a Waltz'a. Film jest za długi i nudny, a ładne widoczki amerykańskich plenerów też nie pomagają, tylko przedłużają niemiłosiernie agonię widza...

Tylko dla fanów Tarantino.

6/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


 photo p_Frozen_zps2d54f200.jpg

FROZEN

*w telegraficznym skrócie*

Rezolutna Anna stara się nawiązać więź ze swoją starszą siostrą, która skrywa mroczną tajemnicę...

+moje wrażenia+

Tegoroczny zdobywca Złotego Globu, w swej kategorii nie miał raczej konkurentów, a Disney jako producent animowanego przeboju, nadal potrafi bawić zarówno małych jak i dużych widzów.
Co prawda, gdy tylko mogę, unikam polskiego dubbingu, ale ten tutaj dobrany nie był aż tak zły. Jedyne do czego można by się przyczepić to słownictwo jakiego używają bohaterowie filmu. Jest ono na wskroś współczesne, a akcja przecież odbywa się jakieś 100-130lat temu. No i trolle kamienne... jakieś takie... no nie pasowały mi. Za to Bałwanek z własnym niżem skandynawskim oraz scenka w hacie bacy bardzo in plus ;)

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


 photo p_GoodByeLenin_zps055a6462.jpg

GOOD BYE LENIN!

*w telegraficznym skrócie*

Z miłości do matki...

+moje wrażenia+

...można popełnić wiele głupstw. Np. przekopywać śmietniki w poszukiwaniu sowieckich ogórków konserwowych czy innych delicji nieskażonych kapitalistyczną ideą. Matka Alexandra po rocznej śpiączce budzi się nieświadoma tego, że jej ukochane DDR rozpadło się, Mur Berliński to teraz ciekawostka kolekcjonerska, a w lodówkach dawnych partyjnych towarzyszy gości plugawa puszka Coca-Coli. Ze względu na słabe serce, Alex wręcz staje na uszach by ożywić ducha partii w nowym świecie i nie dopuścić do kolejnego kryzysu w zdrowiu swej rodzicielki.
Zabawna, słodko-gorzka komedia o życiu zwykłych ludzi w niezwykłych czasach przemian społecznych i politycznych.

8/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


 photo p_HableConElla_zps0ec6df25.jpg

HEBLE CON ELLA

*w telegraficznym skrócie*

O przyjaźni dwóch mężczyzn, których partnerki tkwią w śpiączce...

+moje wrażenia+

Pedro Almodovar robi specyficzne filmy o kobietach. Przeważnie są one wariatkami, niepowstrzymanym huraganem wszelkich emocji - tak to może wyglądać z zewnątrz, ale z babskiego punktu widzenia, kobiety takie właśnie są, trochę szalone. Tym razem o kobietach rozprawiają mężczyźni. Dwóch mężczyzn, dwie różne historie o miłości. Dziwaczne, niepokojące, ale jakże pięknie opowiedziane, subtelnie, doroślej niż w poprzednich filmach Almodovara.

8/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


 photo p_LadiesInLavender_zps5388c871.jpg

LADIES IN LAVENDER

*w telegraficznym skrócie*

Dwie starsze Brytyjki znajdują na plaży rozbitka...

+moje wrażenia+

Film jest dość trudny w odbiorze dla młodej osoby, ponieważ opowiada o późnej, bardzo późnej namiętności starszej kobiety do bardzo młodego chłopaka. Cała gra aktorska skupia się na drobnych gestach, niuansach w wyrazie twarzy (genialna Judi Dench). Mamy tu trójkąt przypominający Rozważną i Romantyczną - jedna siostra jest oschła, zamknięta na uczucia, ale jednocześnie martwi się stanem przeżywającej ostatnie porywy miłości młodszej siostry, oraz młodego chłopaka, dla którego liczy się tylko muzyka. Nie jest to obraz ckliwy, acz nie oparł się kliszom fabularnym. Prawdziwym wyzwaniem było dla Daniela Bruhla zagranie polskiego rozbitka-muzyka: nie dość, że musiał nauczyć się w miarę poprawnie wysławiać oraz grać na skrzypcach, to jednocześnie musiał robić to naturalnie i móc przekazać emocje. Polscy aktorzy mają z tym problem, a co dopiero cudzoziemiec. Ale faktycznie, ciężko się słuchało niemiecko-hiszpańskiego aktora mówiącego po polsku. Brawo za starania - minus za wykonanie. Ktoś mógłby się obruszyć i spytać: czemu nie wybrano Polaka? Cóż, może twórcom bardziej zależało na twarzy, charyzmie niż na zdolnościach językowych (których to Danielowi nie brakuje), a w owym czasie nie znaleziono odpowiednio gładkolicego, wiejskiego chłopczyka?

6/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


 photo p_Quartet_zpsf677ba1c.jpg

QUARTET

*w telegraficznym skrócie*

Do domu (nie)spokojnej starości dla emerytowanych muzyków przeprowadza się diva operowa...

+moje wrażenia+

Uroczy, ciepły film o zwariowanych staruszkach. Jako osoba upośledzona muzycznie (ani grać, ani śpiewać nie potrafię) cenię sobie praktycznie każdy film traktujący o muzyce, a już w szczególności tej klasycznej, która moim zdaniem zawsze będzie górować nad innymi gatunkami. Film rozbawi i wzruszy każdego otwartego na prostą historię o pasji tworzenia. Dustin Hoffman spisał się bardzo dobrze jako reżyser, a mnie jak zwykle zakołatało w głowie pytanie: dlaczego my nie potrafimy robić takich filmów. Akurat starszych aktorów nam nie brakuje.

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


 photo p_SevenPsychopaths_zpse304695a.jpg

SEVEN PSYCHOPATHS

*w telegraficznym skrócie*

Cierpiącemu na "artblock" scenarzyście pomaga w odnalezieniu natchnienia jego przyjaciel... psychopata...

+moje wrażenia+

Mało skomplikowana historyjka, z kilkoma genialnymi epizodami i jeszcze lepszymi postaciami, niestety nieumiejętnie połączonymi. Twórca ma ten sam problem co ja: ma galerię świrów i nijak nie potrafi wykorzystać w pełni ich potencjału, a ich dziwactwa po kilku chwilach zdają się być prozaiczne. Jeśli widz się nastawi, że Snatch. jest tylko jeden i drugi taki film gangsterski już nie powstanie, a reszta filmów to jedynie dalekie echa tego obrazu, to wtedy otrzyma się zabawny film umilający wieczór.

6/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


 photo p_WolverineThe_zps5ec6b2fa.jpg

THE WOLVERINE

*w telegraficznym skrócie*

Po wydarzeniach na wyspie Alcatraz, Logan samotnie przemierza mieściny USA i Kanady, targany wspomnieniami...

+moje wrażenia+

Po wstępnych recenzjach oraz fatalnym zwiastunie kinowym, odechciało mi się zaznajamiać z tą pozycją. Nie oczekiwałam zbyt wiele. Do moich rączek trafiła nieocenzurowana wersja, więc może i to jest powodem, że moja ocena jest wyższa niż wskazuje średnia filmu na portalach filmowych. Potraktowałam go po prostu jako kolejny film z serii X-Men z nastawieniem na sieczkę. Jakiekolwiek rozterki targają głównym bohaterem, są skutecznie przesłonięte doskonałą muskulaturą zbliżającego się do 50tki Hugh Jackmana ;)

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]