piątek, 21 maja 2010

rozpierdolili filmweb

prawdopodobnie część starych userów dostała zawału gdy zobaczyli wczoraj nową, gejowską oczojebną wersję filmwebu.. niestety, ten dzień nastał
założyciele największego i najlepszego polskiego portalu zerżneli userów bez wazeliny i gumki.

zaglądając na nowy filmweb czuję się jak ułom - wszędzie są wizualizacje słów jak np 'obsada' - tak jakbym się sama nie domyśliła o co chodzi - musi być jeszcze kolorowa ikonka do tego..

galeria przy filmie jest koszmarnie rozlokowana i w pierwszym pasku zdjęcia są pomieszane ze zwiastunami. a kiedyś było tak pięknie, oddzielone, ukryte w zakładkach.. teraz wszystko jest nasrane w jednym miejscu
opisy obok recenzji się zlewają

forum nie ma podglądu - trzeba wejść w dział i dopiero człowiekowi wyświetla się lista tematów..

no i ta pedalska biel
szkoda słów
będę jeszcze bezczelnie spamować na forum fw, ale nie będę się już tak udzielać jak kiedyś..

nie wspominając o prowadzeniu tamtejszego bloga, który został bezwstydnie zgwałcony i schowany pod statystykami i rankingami. nikt przecież już nie czyta..

żal
polski żal

poniedziałek, 10 maja 2010

muzyka filmowa: najulubieńsze

..follow the title

jestem wzrokowcem - to fakt. lubię ciekawą grę cieni, która buduje nastrój, lubię żywe kolory lub plamę jakiegoś mocnego koloru pośród szarości.
i mimo, że Gaja nie dała mi żadnego talentu muzycznego - moje śpiewanie przypomina turkot traktora w sklepie z ceramiką, a granie na instrumentach ogranicza się do grania na nerwach mojej rodzicielki - to jednak wydaje mi się, że mam całkiem niezły słuch..

..więc tym razem będzie ciut o muzyce filmowej, która wg mnie, jest jednym z głównych aktorów filmu, a który jest na tyle ważny by decydować o jego odbiorze


Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket


..mniej więcej tak wyglądają moje najulubieńsze z ulubionych soundtracków.. każdy z tych filmów ma dla mnie jeden konkretny utwór przypisany tylko i wyłącznie do tego filmu.

niestety wydaje mi się, że obecnie muzyka w filmie jest olewana - w najlepszym razie, tak jak miało to miejsce w nowym Wilkołaku, lub jest zupełną pomyłką, która uniemożliwia przyswojenie filmu tak jak było to w przypadku Aleksandra - sorry Vangelis, ale chyba pomyliłeś epoki.. znowu :|



PS
nie rozumiem do końca przypisywanie piosenek niezwiązanych z filmem ZUPEŁNIE do muzyki filmowej.. ok, wykorzystanie jakiegoś utworu, fine.. czemu nie, ale dana piosenka nijak nie powinna jednak znajdować się na płycie z muzyką do danego filmu.
tak, chodzi mi tu zwłaszcza o nazywanie soundtrackiem piosenki mojego ukochanego zespołu, Muse, który z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu, znalazł się na ścieżce dźwiękowej do filmowej pomyłki jaką jest Twilight... ok, chłopaki teraz zarabiają [w końcu!], ale ofkorz dziewczynki dopiero teraz odkryły ten genialny zespół i kochają go właśnie za Zmierzch... przy całej mojej tolerancji dla twitardów i fandomu pozwolę sobie na wypróżnienie obustronne :>

czwartek, 6 maja 2010

offline 2009



z lekką obsuwą umieszczam link do filmu ze zjazdu :>
z kosza udało mi się wyciągnąć książkę o Dr Housie, a zawdzięczam to niezwykłemu przypadkowi:

otóż w tym roku odbył się mini event. każdy przy wejściu do Paradoxu losował karteczkę z imieniem jakiejś postaci filmowej.. jam wylosowała Goldfingera. po 3 sekundowym zawiłym procesie myślenia zaświeciła mi się żaróweczka i odkryłam spisek!! musiałam odnaleźć swojego Dżejmsa Bonda!



co okazało się łatwe, no bo kto inny jak nie największy fan tej postaci mógł go wylosować, czyli Remington Steele - co w sumie było nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności^^


:D :D :D

inni nie mieli tyle szczęścia.. KUNIQ, który wylosował Scarlett O'Harę nie mógł znaleźć przez prawie cały wieczór swojego Retta Butlera.. ja mu sugerowałam, że powinien rozejrzeć się za Ashleyem i to spowodowało, że Kuniq zaczął mi grozić, że wykasuje mi całą aktywność na forum :> w sumie to byłoby fajne - zaczynać z czystym kontem :D ekhm.. ekhm..

więcej niusów na temat offlajnu tutaj

wtorek, 4 maja 2010

OSTATNIO OBEJRZANE: kwiecień 2010



THE 5th ELEMENT

*w telegraficznym skrócie*

.jak zwykle co pięć tysięcy lat odwieczne Zło zagraża Ziemi i całemu Wszechświatu (bo jesteśmy tak unikalnie zajebiści) i ocalić nas może jedynie Piąty Element.. z drobną pomocą Brucea Willisa ;)

+moje wrażenia+

nom, proszę się nie obruszać na tak wysoką notę dla tego filmu.. już tłumaczę dlaczego jest ona taka.
otóż, rzadko kiedy można obcować z wizją reżysera tak dokładnie przemyślaną i konsekwentnie prowadzoną od początku aż do końca.. można nie lubić tego stylu, tego kiczu i wylewającego się plastiku, ale trzeba otwarcie przyznać, że pod względem wizualnym nie ma do czego się przyczepić. począwszy od kosmicznych strojów każdej z postaci, poprzez wspaniałe scenografie a na gadżetach kończąc, które to właśnie budują wspaniały klimat tego filmu..
takie duperelki jak maszynka do makijażu, którą się tylko przykłada do twarzy i mejkap gotowy, albo cudowna "mikrofalówka", która zamienia płyn w całe danie, albo prawo jazdy wsuwane do czytnika bez którego nie odpalisz pojazdu.
cudowne detale

..przy tak przemyślanej wizji dobra fabuła i aktorstwo to tylko dodatek, ale i tutaj te dwa 'tycie' aspekty nie zostały tylko odbębnione jak bóg przykazał ;)
tak, fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa i od pierwszych minut wiadomo, że wszytko skończy się dobrze. ale przecież w życiu nie liczy się cel, tylko droga do niego, a ta się wije, wznosi, nurkuje.
przechodząc do aktorstwa - wysoki sądzie, nie mam nic do zarzucenia oskarżonym. fakt, Willis powiela siebie z serii Die Hard, ale czy to jest takie 'fe'? Milla Jovovich gra tutaj kosmitkę, co przy jej nieziemskiej urodzie jest wprost naturalne, z kolei Gary Oldman jak zwykle gra wrednego typa.. nie wiem czy moje lubienie tego filmu i postaci wynika z sympatii do aktorów i podziwu dla ich umiejętności czy też z tego, że scenariusz został dobrze napisany..
nie wiem, nie mam pojęcia, nie chcę wiedzieć, za to za każdym razem gdy sięgnę po ten film będę się świetnie bawić :D

8/10

[film obejrzany po raz n-ty]




300

*w telegraficznym skrócie*

ekranizacja komiksu zainspirowanego przez wydarzenia sprzed paru tysięcy ładnych lat..

+moje wrażenia+

..yyy.. e.. no więc.
dobra, zacznę tak:
zupełnie nie rozumiem dlaczego ten film nazywany jest "męskim filmem".. co to w ogóle ma znaczyć?! że faceci to pedzie? bo owy film wydaje się być cholernie babski. tyle fajnych klat, ciasteczek, te plecy!, ramiona! uh! mmmm. chrzanić fabułę kiedy ma się do oglądania tyle ... rzeczy :> ta, ta.. to na podstawie jakiegoś tam komiksu.. widziałam, e, nie spodobała mi się kreska, wolę już tą z Sin City.. fabuła.. a tak miało nie być o fabule.. cóż, jest w skrócie, o tym jak trzystu chłopa poszło se na spacer i przy okazji wklepali armii Xerxesa...
wszystko to polane w odpowiedniej dawce patosu i krwi, a wizualnie - czysta zrzynka z "Tytusa Andronikusa", z tym że Snyder to nie Taymor i niestety to widać.. albo to kwestia materiału, z którym przyszło pracować reżyserowi :>

7/10

[film obejrzany po raz 4]




THE BOUNTY HUNTER

*w telegraficznym skrócie*

były policjant, obecnie łowca głów dostaje zlecenie na dostarczenie swojej byłej żony przed oblicze sprawiedliwości...

+moje wrażenia+

..już po pierwszych minutach wiadomo, że czeka widzów [a przynajmniej mnie, ale ja jestem filmożercą] powtórka z rozrywki, czyli "Ptaszek na uwięzi" A.D. 2o1o. i jak on wygląda? ma aparycję Gerarda Butlera, co dla mnie jest plusem choć oryginał w czasach jego młodości też był niczego sobie ;) ma również ciało Jennifer Aniston, co nawet też dawałoby jakiś tam plus, ale niestety owo ciało jest zaopatrzone w głowę, a przede wszystkim w twarz o jednej i tej samej mimice... nie to, że ocena filmu i jego odbiór jest sknocony przez samą posuniętą w latach panią Aniston i jej wątpliwy talent aktorski oraz moją antypatię dla najmniej zdolnej pośród całej zgrai "Przyjaciół".. nieee, skąd! film jest lekki, zabawny, ma parę fajnych momentów i jest pozbawiony żenujących kloacznych dowcipasów, ale niestety czegoś brakło.
mi zabrakło iskrzenia między główną parą.. nie było chemii, mięty, czegokolwiek.. do zaliczenia na raz we dwoje.. lub osobno..

5/10

[film obejrzany po raz pierwszy]




CLASH OF THE TITANS

*w telegraficznym skrócie*

remake filmu, który był remakem eee mitu.. [?!]

+moje wrażenia+

po raz pierwszy staję wręcz na głowie, aby nie zaniżyć zbytnio oceny filmowi przez spierdolone techniczne aspekty.. serio, staram się jak mogę i chyba tylko sentyment do starej wersji oraz umiłowanie dla Mads Mikkelsena powstrzymują mnie przed zgnojeniem od góry do dołu tego 'dzieła'..

o co poszło? ano o pierdolone czy-de i kompresję tego filmu na ów format, który moim skromnym zdaniem jest najbardziej porypanym pomysłem.
być może przemawia przeze mnie fakt, że musiałam wybulić 28 PLNów na bilet a do oglądania dostałam utytłane w niewiadomoczym okularki.. może to to, a może to kwestia tego, że w sali nie wyłączono podświetlenia schodków, których to światełko zajebiście odbijało mi się po wewnętrznej stronie.. a może to kwestia też, że na standardowym kinowym ekranie, widz siedzący mniej więcej w środku sali za chuja wafla nie uświadczy efektu 3D, bo ekran jest po prostu za mały?!

tak więc, IMHO, filmy czy-de powinno się oglądać tylko i wyłącznie w IMAXach, na cholernie dużym ekranie.. wtedy pole widzenia nie jest ograniczane przez tyci ekranik i postacie serio wyłażą z ekranu.

wspomniany efekt 3D był na omawianym przykładzie widoczny w momencie gdy rzeczywiście było co podziwiać lub gdy widz wytężył wzrok na pierwszym planie, ale przy tym drugim można było się brechtać, bo aktorzy wyglądali jak wycinanki przez to :/

idąc dalej, muszę przyznać, że oryginał z 1981 roku jest zdecydowanie lepszy pod względem fabularnym oraz montażu.. jest spójny i nie przypomina durnej rozgrywki rpg, gdzie co krok nasz heros dostaje prezenty. w starej wersji musiał się chociaż ciut napocić, a tutaj wszystko od tak dostaje.. nawet laske mu wskrzesili na koniec! kaman! ..
to może teraz przejdę do plusów, bo będzie szybko i bezboleśnie ;)
bogowie - super, zwłaszcza Hades - mimo, że nie pałam wielką miłością do Fiennesa, to jednak chłopak był rewelacyjny.. zresztą każdy zły jest kÓl ;) Zeus, w tej roli owinięty w śniadaniową folię Liam Nesson, też był niczego sobie. no ale ja go lubię w każdej postaci :>wspomniany Mikkelsen to już po prostu dla mnie chodzące ciasteczko, moje dziewczęce serduszko trzepotało za każdym razem gdy ten chmurnie spoglądał.. ale moją uwagę zwrócił też miły dla oka Apollo, któremu twarzy użyczył Luke Evans - zdecydowanie lepiej wygląda w charakteryzacji, ekhm..
no fajna była Meduza i jej leże.. Pegaz zrobiony przepisowo, choć czarny.. wolałabym w tej wersji jednak stereotypowo białego.. Kraken.. ehh.. fajny, ale bez rewelacji.
dlaczego bez rewelacji? bo w Arkadii i ogólnie w kinach sieci Cinema City mają spierdolone nagłośnienie.. to już któryś seans przy którym prawie usnęłam w najbardziej 'ekscytyjących' momentach :/ serio, w Wiśle mają lepsze nagłośnienie, ja mam lepsze głośniczki!.. jak Kraken robił 'raaaawr', to ja z kolei robiłam 'zieeeew'

jeszcze wracając do minusów - dlaczego Perseusz, czyli Sam Worthington wyglądał jakby urwał się z planu n-tego sezonu Prison Break?
a do plusów - brak Izki Mikołajczyk, która tak się chwaliła, że grywa u boku wielkich aktorów.. hmm, może ktoś powinien jej wyjaśnić, że stanie na planie, które i tak zostało wycięte z finalnej wersji filmu, to tak naprawdę nazywa się statystowaniem a nie graniem..

ja sobie na wszelki obejrzę jeszcze kiedyś w normalnej wersji, 2D i zweryfikuję ocenkę. lekkie kino przygodowe do zaliczenia.

5/10

[film obejrzany po raz pierwszy]




THE DAY AFTER TOMORROW

*w telegraficznym skrócie*

na środę zapowiadamy lekkie opady, biomet niekorzystny, a w czwartek czeka nas epoka lodowcowa i nagła śmierć =]

+moje wrażenia+

..co jak co [być może się powtarzam, ale co tam ;)] ale pan Emmerich vel "Master of Disaster" wie jak zrobić hit kinowy i umie wykorzystywać efekty specjalne w swoich produkcjach.. za to chylę czoła. dodatkowo przez x lat pracuje według utartego schematu i zbytnio nie stara się udowodnić aby zależało mu na czymś innym jak kasa i dostarczanie ludziom lekkiej rozrywki.. oczywiście jego filmy zawsze są podszyte cienką warstewką moralizatorstwa i czasem mogą od tego swędzić zęby, ale przynajmniej każdy jego film jest bez ograniczeń i śmiało można wybrać się całą rodziną bez obaw, że dziecko zsika się w majty, a babcia zgorszy się na widok całującej pary homoseksualistów.. nic z tych rzeczy nie grozi.

tym razem Emmerich funduje kazanie o ocieplającym się klimacie naszej tyciej planetki, które w efekcie doprowadzi do kolejnej epoki lodowcowej. tak, wiem to paradoks, ale tak niestety mają się rzeczy.. ofkorz w filmie odpowiednio to przyspieszyli i nadali trochę dramaturgii w postaci ojca ratującego syna, który został uwięziony w skutym lodem Nowym Jorku.. w sumie nie ma czego więcej opisywać, ci co lubią efekty specjalne koniecznie muszą zobaczyć ten film bo jest co podziwiać, a reszta może obejrzeć sobie ten film dla Dennisa Quaida i trochę powzdychać do starszego już bożyszcze ;)

6/10

[film obejrzany po raz 3]




DOA

*w telegraficznym skrócie*

laski skopią wam i sobie nawzajem tyłki

+moje wrażenia+

no co tu pisać skoro o niczym nie ma co pisać.. no tak, w filmie są dupy, ale że niestety trzeba zarobić kase, to i dzieci też trzeba było wpuścić na seans więc świecenia sutkami tudzież całym zacnym siedzeniem nie było.. trochę szkoda.
znowu zaglądając na fora tak się zastanawiam - czy ci ludzie pomylili sale kinowe przed seansem czy co? na plakacie pół nagie laski, jest to film na podstawie gry w której trzeba skopać jak najwięcej przeciwników używając takich combosów aby nabić jak najwięcej punkciorów i jeszcze ktoś żąda fabuły i aktorstwa oO. zaczynam wątpić w ludzi.

u mnie dodatkowy plus za fajne ujęcia strategicznych miejsc i walki, które są lepsze od tych w nieszczęsnych Aniołkach Charliego :]

5/10

[film obejrzany po raz pierwszy]




FIRST BLOOD

*w telegraficznym skrócie*

weteran wojny w Wietnamie stara się odnaleźć w nowej rzeczywistości jednak pewien małomiasteczkowy szeryf mu to uniemożliwia...

+moje wrażenia+

od razu walnę z grubej rury: film się zestarzał... niestety. nadal jest niezły, dobrze zrealizowany jak na tamte czasy, ale trąci myszką i, przynajmniej u mnie, wzbudza jedynie sentyment. świetne zdjęcia, dobra oprawa muzyczna, sprawny Sly i klimat małej mieściny na zadupiu USA.
mogę polecić jedynie w ramach edukacyjnych

6/10

[film obejrzany po raz 3]




GAMER

*w telegraficznym skrócie*

bliżej nieokreślona przyszłość w której jedni płacą by grać, a drudzy zarabiają na byciu postaciami w grach dla zdegenerowanych i żądnych krwi ludzi.

+moje wrażenia+

na grach, taki strzelankach znam sie jak każda baba. na koncie mam Wolfensteina, AvP i nieśmiertelnego Quake'a... czyli nie wiele tego.
dodać do tego fakt, że baaaardzo lubię sobie popatrzeć na męskich facetów, a takim jest niewątpliwie Gerard Butler, a jeszcze dodać do tego to, że lubię kino akcji i sf, i że potrafię bądź co bądź mierzyć siły na zamiary i gdy wybieram się na jakiś film, to w 97% wiem czego się spodziewać.. do the math ;)
ja po prostu lubię takie kino. nie cenię, bo to inna bajka, ale lubię sobie oglądać niezobowiązujące rzeźnie, a moje serce tym bardziej się raduje gdy takowy film jest dobrze zrealizowany.
Gamer wyjątkowo trzyma klimat typowych strzelanek i jedyne czego żałuję, to to, że w filmie nie było więcej rozgrywek.. fabuła sztampowa, bo oto jednostka zostaje postawiona w opozycji do systemu i oczywiście ten system musi prędzej czy później szlag trafić. choć cukierkową końcówkę mogli sobie darować i zamiast sielankowej podróży malowniczą wstążką szosy wśród gór, twórcy mogli zaserwować widok miasta.. miałoby to mocniejszy wydźwięk. cóż, klient nasz pan, a tym tutaj są jankesi..

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy... i nie ostatni ;)]




KEEPING MUM

*w telegraficznym skrócie*

..wszystko zostaje w rodzinie, byleby tylko tata się nie dowiedział

+moje wrażenia+

klasycznie lekka, zgrabna, ale też i z jajem, brytyjska komedia.
no co tu opisywać - świetni aktorzy, rewelacyjny klimat małego miasteczka gdzie wszyscy wszystkich znają, a do tego jedna z ostatnich ról Patricka Swayze - jeśli ktoś lubi ;)

7/10

[film obejrzany po raz drugi]




A KNIGHT'S TALE

*w telegraficznym skrócie*

z cyklu: od zera do bohatera

+moje wrażenia+

..wszyscy narzekają na to, że jankesi non stop kultywują mit 'od zera do bohatera' - co w tym złego? marzeń nie można mieć? spełniać ich nie wolno? przynajmniej ichniejsze filmy, nawet jeśli nie są rewelacyjne, to przynajmniej człowiek nie czuje się zażenowany, tak jak w przypadku polskich produkcji gdzie wszystko jest biedne: biedne scenografie, biedni 'aktorzy' i biedne dialogi..

co prawda owy film trąci lekko myszką, ale to chyba przypadłość wszystkich produkcji z przełomu wieków.. mi osobiście nie podobał się motyw z rockową muzyką - sorry, tego było za dużo.. przetrawię aktorów mówiących wszelkimi akcentami, przeboleję opaloną i ciemną jak oliwka Shannyn Sossamon, która nijak nie wygląda jak dama dworu [prędzej jak niewolnica z plantacji].. ok, młodzieżowy klimat i takie tam, ale serio można było to zrobić lepiej.

z sentymentu daję naciągane:

6/10

[film obejrzany po raz n-ty]




MANSFIELD PARK

*w telegraficznym skrócie*

Jane Austen ZNOWU o trudach bycia biednym, zdobywaniu szacunku wśród tych lepiej urodzonych i bogatszych, oraz o miłości...

+moje wrażenia+

się ostatnio naoglądałam tych romansideł, że będę teraz musiała pójść na jakiś odwyk czy coś ;)
a po ten film sięgnęłam tylko i wyłącznie dlatego, że występuje w nim przez króciutką chwilkę obiekt moich obecnych westchnień do ciekłokrystalicznego ekranu, niejaki James Purefoy :> ahh

za bardzo nie chce mi się rozpisywać o fabule tego filmu, bo chyba każdy kojarzy nazwisko Jane Austen oraz wie, że popełniała ona swego czasu takie romansidła jak "Rozważna i romantyczna" - to powinno dać do zrozumienia o co kaman i pozbawić złudzeń żądnych krwi i seksu widzów ;)

dodam tylko, że wszystko to czego zabrakło w "Vanity Fair", tutaj znalazło swoje miejsce w postaci rewelacyjnie dobranej obsady [sama się zdziwiłam, że okazali się być TAK dobrzy] oraz energii jaką obdarzyła Frances O'Connor swoją bohaterkę, a czego zupełnie nie potrafiła zrobić Reese Whiterspoon ze swoją Becky Sharp.

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]




MAYBE BABY

*w telegraficznym skrócie*

angole o nieśmiesznym temacie starają się zrobić śmieszną komedię... nieśmieszne

+moje wrażenia+

totalny zawód. a po przeczytaniu recenzji na filmwebie zapowiadała się rewelacyjna komedia. albo pomyliłam filmy, albo moje pojęcie śmiesznej komedii jest inne od poczucia humoru recenzenta [co w sumie byłoby prawdą ;)]
o ile kilka scenek i tekstów było nawet zabawnych, o tyle jako całość nijak się to kleiło.
Hugh Laurie chyba rzeczywiście jest mało zabawny - samemu się tak opisuje i niestety czasem to wyłazi w jego rolach 'komediowych'.. a przecież w Czarnej Żmii było tak fajnie :(

4/10

[film obejrzany po raz pierwszy]




THE MESSENGER: THE STORY OF JOAN OF ARC

*w telegraficznym skrócie*

francuskie widowisko o jednej z najsłynniejszych kobiet w historii

+moje wrażenia+

uwielbiam ten film i niczym nie potrafię tego usprawiedliwić
może to zapierające dech sceny bitew, ten szczęk broni, zbroje, może to sama osobowość Milli Jovovich i jej interpretacji Joanny d'Arc..
jest naprawdę niewiele tak widowiskowych, epickich filmów, które mogłabym oglądać non stop i nigdy mi się nie znudzą..

napiszę tylko.. nie, nie mogę, skończy się na bezwstydnym spoilerowaniu, a sama tego nie lubię gdy niechcący trafię na takowy ;)
więc kto lubi dzielne heroiny o ciut zwichrowanej psyche, kto lubi rycerzy i bitwy, oraz ci co lubią Dustina Hoffmana w innym wydaniu niż komediowym - marsz do wypożyczalni

9/10

[film obejrzany po raz n-ty]




RAMBO

*w telegraficznym skrócie*

Rambo po raz czwarty...

+moje wrażenia+

szczerze byłam pod wrażeniem tego filmu. tak, Sly jeszcze ciut za dużo gadał, ale nie o to chodzi ;)
jestem zdziwiona faktem, że ten film wszedł do dystrybucji bez cenzurowania, a po seansie trzeba przyznać, że jest co wycinać.. wszystkie Piły czy inne tego typu sziteksy mogą się schować, no bo jak można na bezczela ze zbliżeniem pokazać jak wrzuca się ryczącego dzieciaka w ogień, albo innego dźga się kilka razy bagnetem oO
Tarantino i jego "Bękarty..." mogą się schować.. idź se pan na kurs do pana Stallone ;)
już wiadomo, że aktorstwo nie jest mocną stroną naczelnego herosa holiłudu [ja pierniczę, chłopakowi stuknęła 60tka!!], ale to na co warto zwrócić uwagę to świetny montaż oraz zdjęcia. pod tym względem film mnie rozwalił na łopatki.. czegoś jednak ten Stallone się nauczył ;)

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]




WE OWN THE NIGHT

*w telegraficznym skrócie*

lata 80te XX wieku, Nowy Jork, policja, kluby, narkotyki i dwóch braci po przeciwległych stronach barykady...

+moje wrażenia+

ok, na plakacie do tego filmu jak i na zacnym opakowanku dvd widnieje napis "lepszy od Infiltracji".. ekhm.. wspomnianego filmu nie widziałam, ale jeśli te słowa to prawda, to ja dziękuję bardzo za film Scorsese... serio, nie ma jak to czarny PR, bo po takiej reklamie jeszcze upłynie duuuuużo wody w Wiśle nim sięgnę po ten film.
dlaczego? ano mówiąc w skrócie Królowie Nocy mnie nie wciągnął, porwał, ani nie zaciekawił, a kolejne cukierki w stylu, że w ciągu jednej nocy właściciel klubu staje się policjantem rozwaliły mnie na kawałki.. sorry, takie motywy przechodzą w westernach, bo w tamtych czasach to było na porządku dziennym, a tutaj? jakoś ciężko mi uwierzyć, że takie coś mogło być w ogóle możliwe..
dodatkowo film pogrążył zupełny brak jakiegokolwiek klimatu lat 80tych.. film zupełnie bez emocji, jaj.. jedyna scena, która mi się spodobała to ta z końca, ujęcie płonących trzcin, dym i główny bohater.. nijak to pasowało do filmu ale ładnie wyglądało, przyznaję.
no i zmarnowanie obsady, której nie chce mi się teraz wymieniać :P

4/10

[film obejrzany po raz pierwszy i ostatni]