sobota, 2 czerwca 2012

OSTATNIO OBEJRZANE: czerwiec 2012

Photobucket

THE DEBT

*w telegraficznym skrócie*

Remake izraelskiego dreszczowca...

+moje wrażenia+

Oryginału nie widziałam, więc tradycyjnie, film oceniam na świeżo, bez uprzedzeń, choć te były obecne bo w obsadzie znalazł się Sam Worthington, który do tej pory nie popisał się kunsztem aktorskim. Dla mnie, jest to pierwszy film gdzie jego drewniana fizis i oszczędność środków wyrazu nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie, cały czas kibicowałam postaci przez niego odgrywanej. Ten chłopak ma szansę się wyrobić i miło widzieć, że nie poprzestaje na laurach, grywając jedynie herosów w letnich blockbusterach. Zdecydowanym plusem tego skakania po gatunkach filmowych jest to, że zarówno fani, jak i antyfani tego pana, mają szansę obejrzeć coś innego, oprócz gigantycznej rozpierduchy.

Akcja filmu toczy się na dwóch płaszczyznach: 1997 rok w Tel-Awiwie, gdzie odbywa się prezentacja autobiograficznej powieści agentki, która wraz z innymi członkami Mossadu w 1965 roku, w Berlinie, schwytali i zamordowali zbrodniarza nazistowskiego. Druga płaszczyzna to oczywiście wspomniany 1965 rok, gdzie jak się okazuje, nie wszystko odbyło się tak jak jest to przedstawione w książce.

Osobiście jestem lekko zawiedziona akcją osadzoną we współczesnym świecie, a jeszcze bardziej denerwował mnie fakt, że odpowiednik młodego Dawida (Worthington) gra Ciaran Hinds, który nijak nie jest podobny... zamieniłabym starszych panów miejscami, bo ewidentnie Tom Wilkinson bardziej pasuje do Worthingtona niż do Marton'a Csokas'a, grającego młodego Stephan'a.

Podsumowując: przyzwoite kino szpiegowskie :)

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

HYSTERIA

*w telegraficznym skrócie*

Historia pewnego małego urządzenia...

+moje wrażenia+

Małego, ale jakże użytecznego urządzenia^^. Trochę jestem zdziwiona, że ten film powstał dopiero teraz, a nie np w latach 80tych czy choćby 90tych.

Uwaga, film nie jest przeznaczony dla purytan ani innych dewotek u których słowo "wagina" czy "sex" wywołują ostre zaczerwienienie w okolicach twarzy ;) Ale pomijając sam niecodzienny wynalazek, mamy tu do czynienia z typową historią od zera do bohatera:
Młody, światły lekarz, jest wyrzucany z każdego szpitala, gdzie ortodoksyjni lekarze wolą upuszczać krew pacjentom i stawiać bańki niż zmieniać opatrunki osobnikom cierpiącym na podagrę. Znajduje jednak w końcu pracę u lekarza, który leczy bogate panie z ich histerii. - przypominam, w tamtych czasach uważano, że kobiety nie odczuwają przyjemności z seksu.
Tak więc wszystko rozbija się o miarowy, stanowczy ucisk pewnych narządów - do tego potrzebne są sprawne ręce ;)

Jak to bywa w przypadku brytyjskich komedii, humor jest inteligentny, nienachalny ani, co najważniejsze, nie przyprawia o mdłości, tak jak niestety ma się to z komediami made in USA.
Jedyne czego moje piękne oczęta ścierpieć nie mogą to widok Maggie Gyllenhaal, która według mnie jest ohydną maszkarą - piszę to w pełni świadomie, bo niestety mam podobny fejs.

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

JOHN CARTER

*w telegraficznym skrócie*

Weteran wojny secesyjnej dziwnym zbiegiem okoliczności zostaje teleportowany na Marsa, który jak się okazuje nie dość, że posiada atmosferę zdatną do życia, to jeszcze ma także bogatą faunę...

+moje wrażenia+

Od pierwszych minut do końca napisów banan z twarzy mi nie schodził. Ten film jest genialny w swej prostocie, a jednocześnie ma urok klasycznych bajek Disneyowskich, które osobiście uwielbiam i się tego nie wstydzę :]

Oczywiście malkontenci będą się czepiać, że fabuła jest zerżnięta ze Star Wars, a niektóre sceny to cały Avatar itd.
Po pierwsze, to co wyróżnia Johna Cartera na tle innych produkcji, to humor i lekkość w podejściu do tematu. Nie ma tej całej pompatyczności i nadęcia jakie towarzyszyły ciężkiemu i nudnawemu Avatarowi.
Po drugie: film powstał na kanwie opowiadań, które zostały napisane przez Edgar'a Rice'a Burroughs'a przeszło sto lat temu - tak, dokładnie tak. To z niego czerpali inspiracje twórcy filmowi pokroju Lucasa ;) Niestety w przypadku pisarzy science-fiction, za dużo pierwiastka fiction może przesądzić o losie autora i pogrążyć go w mroku zapomnienia.

Ja czekam na jakąś strawną kontynuację, w ciągu 2-5 lat :)

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy i nie ostatni ;)]


Photobucket

SEX AND THE CITY
(the movie)

*w telegraficznym skrócie*

"Kultowy" serial przeniesiony na duży ekran...

+moje wrażenia+

Specjalnie umieściłam słowo kultowy w cudzysłowie, bo jakoś tej wyjątkowości nie czuję. Może gdybym była znudzoną, w chuj bogatą laską z NY, która całe dnie lansuje się w kawiarniach i klubach, to by do mnie ten serial, a zatem i film, przemówił.
Cnotką nie jestem, ale witki mi opadają o tym, że jakiś gej scenarzysta i w ogóle facet (patrz: nasz Lejdis) jakikolwiek wie o czym i jak rozmawiają kobiety. No dobra, wyjątkiem jest Almodóvar, ale on niestety tego filmu nie reżyserował, co zresztą widać jak na dłoni, zwłaszcza w scenie gdy jedna z psiapsiółek, niechcący łyka wodę w kurorcie gdzieś w Meksyku czy innym kraju i nabawia się obstrukcji - twórcy nie omieszkali opisać tego oraz dodać efekty dźwiękowe. Sorry, ale w tym momencie chęć na poznanie czterech "wyzwolonych" amerykanek mi przeszła. Jak ktoś lubi takie dowcipasy i jest fanem serialu, to proszę bardzo. Wszyscy inni: omijać szerokim łukiem.

4/10

[film obejrzany po raz pierwszy i ostatni]


Photobucket

TEXAS KILLING FIELDS

*w telegraficznym skrócie*

Policja bada sprawę porzuconych na bagnach zwłok kobiet...

+moje wrażenia+

I oto kolejny film w dorobku Australijczyka, niejakiego Sama Worthingtona, w którym usiłuje przekonać widza, że jednak potrafi grać. Efekt końcowy? Źle nie jest. Film w sam w sobie jest po prostu przeciętny. Ładne zdjęcia, ale nic ponad to. Zabrakło warsztatu, a film momentami się dłuży.
Dla odważnych ;)

6/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

THIS MEANS WAR

*w telegraficznym skrócie*

Dwaj agenci CIA walczą o względy tej samej dziewczyny... wszystkie chwyty dozwolone...

+moje wrażenia+

Jeśli jest to komedia, a w obsadzie mamy nową królową komedii romantycznych, niejaką Reese Whiterspoon, to zapewne zapowiada się lekkostrawny seans, który szybko przelatuje przez nasz organizm, nie pozostawiając zgagi czy innych zbędnych śmieci ;) Film ten wyjątkiem nie jest i można go spokojnie obejrzeć nie ryzykując zwrotu obiadu.
Chciałabym więcej napisać na jego temat, ale niestety nie ma w nim nic do czego można by się przyczepić, ani też specjalnie pochwalić. Ot, kolejna udana produkcja z przystojnymi ryjkami.

6/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

VANTAGE POINT

*w telegraficznym skrócie*

Zamach na prezydenta przedstawiony z kilku punktów widzenia: turysty, reportera, ochroniarza...

+moje wrażenia+

Nazwisko reżysera mi się nigdy nie obiło o uszy, a obsada, mimo że składająca się ze znanych z tych czy innych Avatarów jakoś specjalnie nie nęciła do sięgnięcia po ten film. Film jest średni: średnio ciekawy, średnio zrealizowany, aktorstwo przyzwoite i fabuła niezbyt skomplikowana. Przyjemnie się to to ogląda, ale nic w głowie po seansie nie zostaje.

6/10

[film obejrzany po raz drugi]


Photobucket

WRATH OF THE TITANS

*w telegraficznym skrócie*

Kolejna odsłona antycznych mitów według amerykanów...

+moje wrażenia+

Tym razem darowałam sobie wydawanie 30 zł na seans, dzięki czemu oszczędzę sobie i wam narzekania na kosmiczne ceny biletów i niemożności zaskarżenia producentów, że serwują chłam. Film totalnym dziadostwem nie jest, ale poziomem nie odbiega od "jedynki". Tylko, że tym razem Perseusz nie wygląda jak uciekinier z planu n-tego sezonu Prison Break, a bardziej kojarzy się z Krzysztofem Krawczykiem... nie wiem co gorsze. Świetne efekty, ale poza tym w filmie nie ma niczego/nikogo na kim można by zawiesić oko. Boli jedynie zamiana poprzedniej aktorki odtwarzającej rolę Andromedy na sopel lodu jakim jest panna Rosamund Pike - bardziej sztywny jest od niej chyba tylko strażnik w pałacu Buckingham.

5/10

[film obejrzany po raz pierwszy]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz