poniedziałek, 21 czerwca 2010

Kinowa wersja The A-Team - czyli gwałt na dzieciństwie

Photobucket

...będąc dziecięciem pamiętam raptem kilka rzeczy z okresu przedszkolnego:
zawzięte kibicowanie Wakabayashiemu i Wakashimazu - bo obaj są zajebiści
to, że na kaszce mannie zawsze robił mi się kożuszek i gdy mocniej dmuchałam to zawsze mi dziadostwo plumkało w oko
no i to, że poranne powtórki kultowego serialu The A-Team budziły mnie co rano zamiast budzika

przyznaję, że z fabuł poszczególnych odcinków ciężko mi jest cokolwiek sobie przypomnieć, ale doskonale pamiętam postacie, a to one budowały ten serial i klimat

ech. wczoraj poszłam więc z wielkimi obawami i tycią nadzieją do kina Atlantic w Warszawie na seans kinowej wersji serialu. wybór swój kierowałam tym - co pierwsze będzie leciało, a do wspomnianego seansu tegoż filmu było raptem 20 minut

oprócz mnie na salę wkroczyło kilka par, na oko, 30latków oraz wataha młokosów z pogranicza gimnazjum i liceum. o ile pierwsza grupa jeszcze mogła kojarzyć starą gwardię o tyle tych młodszych posądzam o sympatyzowanie z filmem pt "Kac Vegas", którego jeden z aktorów gra tutaj Buźkę... no chyba, że któreś kojarzy jeszcze Liama Nessona, ale prawdopodobnie tylko z nowych Star Warsów. cóż. tak bywa. a, zapomniałabym jeszcze o fanach Jessicki Biel, która ma tutaj tycią rólkę ozdobnika.

biorąc pod uwagę takie czynniki jak fakt, że nie da się zza grobu przywrócić starej ekipy oraz to, że czasy się zmieniają i dzisiejsi weterani wojny w Wietnamie to dla dzisiejszych licealistów kombatanci z wojny secesyjnej albo innych starożytnych czasów - cóż, trzeba pójść na jakiś kompromis i zaniżyć standardy. poza tym nawet mi wkrada się uśmiech lekkiej ironii na myśl o oddziale, który nigdy nikogo nie zabija.
tak więc nastawiłam się na niezobowiązujący seans remakeu, próby reanimacji i typowego kina akcji
niestety mimo to film wydaje się być słaby i poziomem nie odstaje od takich produkcji jak "xXx" gdzie akcja leci na złamanie karku do przodu po drodze śmiertelnie potrącając logikę i dobrą zabawę.
to co najbardziej mnie bolało w tym filmie to obsada. nie wiem do końca czyja to wina, czy samych aktorów czy też scenariusza, ale z oryginalnej Drużyny A została tylko nazwa i imiona głównych bohaterów. byli bez wyrazu, miałcy i sądzę, że byle koza zagrałaby lepiej od nich i była bardziej wiarygodna. z ręką na sercu mówię, a raczej piszę, że chcę przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza ten film, ale nie mogę. jako fanka serialu oraz kina akcji nie jestem w stanie przetrawić tego tworu.
nie jest to oczywiście najgorszy film na świecie i ma parę fajnych momentów, ale według mnie twórcy po prostu przesadzili.
jeśli ktoś nie jest obciążony serialem, ma ochotę na efekciarskie kino akcji pełne humoru, to polecam ten film, bo na 70% będzie mieć radochę z tego jak na przykład chłopaki pilotują spadającym czołgiem.

4 komentarze:

  1. Nie wyglądasz mi na konserwatystkę.
    Albo się starzejesz.;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem jakim cudem wbili mi tego Suuta. Tu chyba automat wymyśla nicki.:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Już wiem. Pisałem z bloga jakiegoś kolesia. Nie pytaj jak bo nie wiem.:/

    OdpowiedzUsuń
  4. nie wiem, nie wnikam, jestem tylko zszokowana, że ktoś tu cokolwiek napisał :D

    OdpowiedzUsuń