czwartek, 1 września 2011

OSTATNIO OBEJRZANE: sierpień 2011

Photobucket

BREAKFAST ON PLUTO

*w telegraficznym skrócie*

sympatyczny młody transwestyta szuka swojej matki, która go porzuciła w małej irlandzkiej mieścinie..

+moje wrażenia+

to wprost cudowny film, a wszyscy kryptogeje i pseudo męscy faceci nie powinni się krzywić na widok tego filmu, a zwłaszcza pięknego Cilliana Murphyego, który nabrałby niejednego faceta (a tak dzieje się i w filmie) i ku pokrzepieniu męskich jąderek dodam, że nie ma tam zapuszczania ślimaka ani w ogóle jakichkolwiek scen erotycznych
postać Patricka "Kitten" Bradena jest tak niewinna, lekko zagubiona w "poważnym" świecie ludzi dorosłych ogarniętych konfliktem z IRA (akcja rozgrywa się w latach 70tych XX wieku, a ówczesna ustawa antyterrorystyczna umożliwiała przetrzymywanie ludzi przez 7 dni, podczas których to byli torturowani.. ekhm, przesłuchiwani)
ale spokojnie, film jest również bardzo zabawny, pełen surrealistycznego humoru, głównie za sprawą działań Kitten, który ma dar do wpakowywania się w kłopoty

całość jest okraszona świetną muzyką z tamtych lat

8/10

[film obejrzany po raz drugi]


Photobucket

DYLAN DOG: DEAD OF NIGHT

*w telegraficznym skrócie*

ekranizacja komiksu.. coś a la Constantine, tylko, że biedniejsza wersja...

+moje wrażenia+

no pierwsze co się rzuca to porównanie do Constantine, bo obaj panowie są tak jakby detektywami i zajmują się przypadkami nadnaturalnymi.. o ile w przypadku Constantine'a mamy do czynienia z siłami z samej góry i dołu, o tyle Dylan Dog zajmuje się bardziej przyziemnymi, przypadkami likantropii, wampirami, kobietami fatalnymi ;) i innymi zombiakami

i jestem w szoku, że to piszę, ale Brandon Routh, którego może pamiętacie jak latał po mieście w niebieskich rajtkach z czerwonymi gaciami na wierzchu, wypada gorzej od Keanu Reevesa w Constantine oO tak, wiem, spytacie się jak to możliwe, no ale niestety tak jest.. nie wiem czy to kwestia braku talentu u Routha czy też ogólnej miałkości scenariusza... na szczęście pomagier głównego bohatera, który staje się ghoulem, skutecznie odciąga uwagę od tej miernoty i czasem można się pośmiać z trupiego humoru

6/10

[film obejrzany pierwszy]


Photobucket

EXIT

*w telegraficznym skrócie*

z pewnymi ludźmi nie należy robić interesów...

+moje wrażenia+

zwłaszcza z takimi, którzy robią cię w konia i nasyłają na ciebie policję, a potem wyciągają kasę
bardzo mi przykro, ale fankom niejakiego Aleksandra Skarsgarda, którego ktoś postanowił umieścić na posterze, odradzam ten film bo: a) mało jest boskiego Alexandra, b) przez cały czas jest ubrany i zapięty po szyję ;) zresztą, ja i tak patrzyłam się na Madsa Mikkelsena, który w Danii ma taki status jak Tom Cruise.. z tą różnicą, że nie skacze po sofach i nie jest scjentologiem i przeważnie umie grać :)
ten film to solidny, aczkolwiek momentami nudnawy, thriller i gdyby nie gra Madsa, film oscylowałby wokół dna.. no, może przesadziłam, ale ostatnie sceny, podczas pożaru i już po zakończeniu walki z prześladowcą, ratują obraz

6/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

FAST FIVE

*w telegraficznym skrócie*

Dominic Toretto i Brian O'Conner uciekając przez policjantami wpakowują się w tarapaty i depczą po odciskach bossowi z Brazylii...

+moje wrażenia+

proszę nie przecierać oczu ze zdumienia, tam na dole naprawdę widnieje ocena 8/10 dla tego filmu. dlaczego? bo spodziewając się kiszki, dostałam dwie bite godziny czystej rozrywki, zabawnych dialogów oraz świetnych zdjęć Rio de Janeiro, zwłaszcza tamtejszych slumsów
a już w ogóle moje serduszko radowało się podczas finałowej sceny demolki miasta, gdzie to główni herosi ciągnęli na stalowych linach kilku tonowy sejf - moim skromnym zdaniem tylko scena z Terminatora 3 jest ciut lepsza od tego pokazu grafiki komputerowej :)
o właśnie, jeśli chodzi o grafikę komputerową - tak strasznie drażniła mnie w poprzednich częściach, zwłaszcza w trójce i czwórce, ale tutaj umiejętnie połączono ją z efektami specjalnymi i naprawdę trudno jest odróżnić to co realne, od tego co zostało wygenerowane w komputerze :)

8/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

HOOK

*w telegraficznym skrócie*

Piotruś Pan dorósł i porzucił Nibylandię, ale Kapitan Hook szykuje swoją zemstę...

+moje wrażenia+

i porywa dzieci Piotrusia Pana by w Nibylandii zrobić im pranie mózgu.. na szczęście z pomocą tatusiowatemu Piotrusiowi przychodzi Dzwoneczek oraz Zagubieni Chłopcy..
ten film trąci nieco myszką i nawet jak na Spielberga jest mega infantylny, ale jedno trzeba przyznać - po tym całym wszędobylskim CGI fajnie jest obejrzeć prawdziwe dekoracje i animatroniczne kukły oraz genialną charakteryzację (tu Dustin Hoffman jako Hook)
film polecam gównie rodzicom, którzy chcieliby przestawić swoje pociechy z filmów rysunkowych na fabularne, ale poniżej 5 roku życia lepiej nie pokazywać tego filmu bo dzieciaki serio mogą się przestraszyć niektórych rzeczy

7/10

[film obejrzany po raz n-ty]


Photobucket

HOP

*w telegraficznym skrócie*

o króliczku wielkanocnym, który króliczkiem nie chce być tylko gwiazdą szołbiznesu...

+moje wrażenia+

jakkolwiek banalna by nie była fabuła tego familijnego filmu, mi się on spodobał, nawet z kulawym polskim dubbingiem, bo o dziwo mniej on raził niż udający dwudziestoparolatka James Marsden (aczkolwiek twarz ma tak przystojną, że można wybaczyć to specom od obsadzania ról ;))
to trochę dziwne zresztą, że dopiero teraz jedno z najważniejszych świąt katolickich, doczekało się dopiero teraz jakiegoś filmu familijnego w tym temacie.. całkiem miła odmiana od zarżniętych na śmierć Świąt Bożego Narodzenia
film jest lekki i przyjemny, ale nie nudny i rodzice nie będą umierać z nudów... a maluchy nie będą umierać ze strachu bo i główny zły nie jest zbyt straszny
tylko szkoda, że fabryczne kurczaki są bezosobowe.. w porównaniu do evil minionów z Jak ukraść Księżyc wypadają blado,a można było się pokusić, nawet idąc w stronę pozbawienia ich jakiegokolwiek charakteru, o nawiązanie do Borg'a z serii Star Trek.. tak wiem, wymagam :P

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

THE MAGNIFICENT SEVEN

*w telegraficznym skrócie*

Siedmiu Wspaniałych na ratunek meksykańskim farmerom...

+moje wrażenia+

po prostu klasyk
a co najlepsze, ani trochę się nie zestarzał i nie trąci myszką.. no dobra, może poza tymi meksykanami ubranymi na biało, którzy, przynajmniej mi, na pierwszy rzut oka kojarzą się z myszami z kreskówki o Speedym Gonzalezie :>
pamiętam, że oglądałam ten film jako dziecko, a jak to z dziećmi bywa, zbytnio nie zwracają uwagi sobie fabułą, aktorstwem i innymi takimi "duperelami"
teraz, po latach, to co mnie zwaliło z nóg, to przede wszystkim obsada.. kogo tam nie ma: jest Brynner, McQueen, Vaughn, Coburn, Bronson - najtwardsi twardziele Hollywood, a od samego wyczytywania ich nazwisk rosną włosy na klacie ;)
historia jest prosta jak konstrukcja cepa i to jest najlepsze.. no lepsze może być już tylko uchwycenie relacji między głównymi bohaterami, czuć chemię i widać, że chłopaki dobrze się bawili, a tego nie da się podrobić.. najlepiej oczywiście z całej bandy wypada duet Brynner-McQueen. cudo^^

8/10

[film obejrzany po raz drugi albo i trzeci]


Photobucket

PIRATES OF THE CARIBBEAN: ON STRANGE TIDES

*w telegraficznym skrócie*

tym razem Jack Sparrow, o przepraszam, Kapitan Jack Sparrow samotnie wyrusza na poszukiwanie fontanny młodości...

+moje wrażenia+

no, odrobinę jestem zawiedziona.. Johnny Depp nadal w formie, ale cała ta bajkowa otoczka jest już ździebko męcząca, a ponętna Penelope Cruz wcale tu nie pomaga.. piękne syreny też nie (szczerze? wolałam te z Piotrusia Pana), a Barbossa to istny obraz nędzy i rozpaczy... w sumie to jedyna rzecz jaka podobała mi się w tym filmie to osoba Czarnobrodego, a raczej cudowny głos Ian'a McShane'ya, którego możecie kojarzyć z serialu Deadwood.. ten facet jak na ciebie się spojrzy, to może zmrozić ci krew w żyłach...

aż się boję kolejnej części Piratów :/

6/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

THE ROAD TO EL DORADO

*w telegraficznym skrócie*

dwóch kanciarzy próbuje dostać się do mitycznego Miasta ze Złota... a potem nawiać ze złotem z powrotem do Hiszpanii

+moje wrażenia+

no jak to u Disneya, jest kolorowo, trochę zabawnie, dużo śpiewania
niestety nie dane mi było nigdy obejrzeć tego filmu z angielskim dubbingiem, a szkoda bo do postaci Miguela podkłada głos Kenneth Branagh.. ehh
coby nie mówić, film trochę trąci myszką, a już w ogóle trochę mnie zadziwia że ten film jest, ekhm, tak, no, erotyczny.. no bo sorry ale mimo, że tego nie widać, to wątpię aby Miguel i Chel grali w łapki...

6/10

[film obejrzany po raz n-ty]


Photobucket

SOURCE CODE

*w telegraficznym skrócie*

żołnierz budzi się w ciele innej osoby, w pociągu jadącym do Chicago... po 8 minutach następuje wybuch...

+moje wrażenia+

i tak sekwencja się powtarza, powoli zdradzając widzowi realia w jakich się znajduje nasz bohater
trochę naciągane to sci-fi, ale jak komuś się podobał równie naciągany Deja Vu z Denzelem Washingtonem to i ten film też przypadnie do gustu...
dla mnie był całkiem znośny, ale przyjemnie się oglądało to jak główny bohater zmaga się nie tylko ze swym głównym zadaniem (zlokalizowaniem bomby) ale także z przełożonymi, którzy ukrywają przed nim całkiem zdumiewającą prawdę o nim samym...

7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

TAKEN

*w telegraficznym skrócie*

handlarze żywym towarem porywają córkę szpiega, który poprzysięga ich znaleźć i zabić...

+moje wrażenia+

od jakiegoś czasu nie widziałam tak dobrego, porządnie nakręconego thrillera, a Liam Nesson jest wprost stworzony do takich ról - z jego posturą i głosem... na miejscu każdego bandyty kopałabym sobie grób gdyby taki ktoś chciał mnie dorwać i zabić
film jest również interesujący ze względu na tematykę, która powinna być ciut częściej poruszana w filmach, ku przestrodze dla młodych podróżujących po świecie ludzi, zabawa zabawą, ale zbytnia ufność to pierwszy stopień do piekła, a takim właśnie jest proceder handlowania ludźmi, który niestety nadal trwa w najlepsze

7/10

[film obejrzany po raz drugi]


Photobucket

THOR

*w telegraficznym skrócie*

ekranizacja komiksu o niesfornym i butnym Thorze, którego za karę Odyn zsyła na Ziemię.. tak jakbyśmy mieli mało problemów...

+moje wrażenia+

okey, nie jest to najlepszy film o superbohaterach, ale wierzcie mi, nie jedno widziałam i moim skromnym zdaniem Kenneth Branagh całkiem nieźle sobie poradził.. tak, Kennetha Branagh, ten sam gość co zdobył uznanie Szekspirowskimi ekranizacjami.. możecie zachodzić w głowie co mu odbiło, ale prawda jest taka, że prywatnie Kenneth uwielbia blockbustery i nie robię was w bambuko
a kto inny zresztą nadawałby się do przeniesienia na ekran nordyckiej mitologii (no, trochę pojechałam) gdzie jest zdrada, walka o władzę? dali chłopakowi kasę na nowe zabawki i chłopak zaszalał
po pierwszym zwiastunie no, nie byłam szczęśliwa, ale teraz po seansie można dostrzec detale decydujące o klimacie filmu
nawet tęczowy most, Bifrost, wygląda rewelacyjnie i nie trąci kiszką, a sam Asgard, po mimo tego całego złota i świetlistości, przypomina mi inne miasto zawieszone w kosmosie, Dark City i to wcale nie przeszkadza, o ile przyjąć formę tego, że "bogowie" to po prostu rasa kosmitów i sobie tak siedzą w tym swoim Asgardzie pilnując porządku w okolicy ;)
to pięknych widoków też zaliczę klatę Thora, czyli Chrisa Hemswortha, żeby nie było, i mimo, że Natalie Portman trochę zawodzi, to sądzę, że każda heteroseksualna kobieta dostałaby głupawki widzą przed sobą takiego gościa bez koszulki ;)

dobra, ale nie samymi wizualnymi cukierkami człowiek żyje i na szczęście aktorskie braki u całej obsady uzupełnia pewien uroczy Brytyjczyk, Tom Hiddleston, który w filmie wciela się w postać Lokiego.. to co on zrobił z Lokim, można porównać tylko do innego równie genialnego wcielenia tego lata, czyli Fassbendera jako Magneto w X-Men First Class.. pełen niejednoznaczności, psychologicznie wiarygodny i widz mu nawet współczuje gdy przechodzi na ciemną stronę, ale, co jest pokrzepiające, widać, że mimo to może mieć szanse na odkupienie swoich win
ten facet podniósł raiting filmu o dwie gwiazdki, a to tylko za sprawą jednej sceny:




7/10

[film obejrzany po raz pierwszy]


Photobucket

UP IN THE AIR

*w telegraficznym skrócie*

cyniczny Ryan Bingham lata po kraju zwalniając ludzi (bo szefowie mają za mało jaj by to zrobić) i bardzo lubi swoją pracę... do czasu gdy jego szefostwo postanawia odstawić go do skansenu...

+moje wrażenia+

ja bym chciała mieć taką pracę jak ten pan, ale po rozmowie ze mną odsetek samobójców znacząco by wzrósł (hey, ale za to bezrobocie by zmalało, bo ktoś musiałby zastąpić ich miejsce ;D)
nie mniej, Ryan nie tyle zwalnia ludzi, co daje im nadzieję i możliwość na spełnienie swoich pasji i udowadnia, że zwolnienie z pracy to nie koniec świata... ale nie można do końca wierzyć w jego dobre intencje: sam stroni od ludzi, swojej siostry praktycznie nie zna, a związki trwalsze niż jogurt uważa za niewyobrażalne marnotrawstwo czasu i sił
ten film jest zabawnie inteligenty i trzeba trochę zaprząc swoje zwoje nerwowe do wychwycenia tych wszystkich drobnych niuansów
tylko trochę szkoda, że George Clooney gra tą postać też w życiu prywatnym i w sumie powtarza się już z innych filmów... niby pasuje do tej roli jak nikt inny, a jednak już trochę przesadza

8/10

[film obejrzany po raz pierwszy]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz